L’Après-midi d’un Faune (Popołudnie Fauna)
L’Après-midi d’un Faune (Popołudnie Fauna)
W 1876 roku Stéphane Mallarmé opublikował sielankę (eklogę) pod tytułem “L’Après-midi d’un Faune.” Debussy po raz pierwszy próbował napisać muzykę do wiersza Mallarmé w roku 1884, gdy miał 22 lata. Trzy lata potem młody kompozytor dołączył do koła poetów i artystów, którzy spotykali się towarzysko w każdy wtorkowy wieczór w domu Mallarmé na gorących dyskusjach. Był więc gruntownie zaznajomiony z poetyckim stylem gdy rozpoczynał w 1892 roku pracę nad preludium „Popołudnie Fauna”.
Debussy - The Afternoon of a Faun
Stéphane Mallarmé (1842-1898) był jednym z największych innowatorów w historii poezji francuskiej. Jego wiersze obfitowały w zawiłe symbole i obrazy, szukając bardziej przedstawienia stanu umysłu niż idei, wyrażając bardziej nastroje niż opowieści.
Stéphane Mallarmé
Ten poemat jest o Faunie, który obudził się w zamglonym lesie Nimf. Faun jest narratorem w pierwszej osobie, jest mitologicznym stworem w pół mężczyzną i w pół kozą (koziorożcem). Żyje wśród drzew blisko rzeki otoczony trzciniastymi bagnami; marzy o nimfach, które są realne lub tylko wytworem fantazji. Jego pożądanie jest filtrowane przez mętność obiektów przywołujących poprzednie sny, w których występowały niebezpieczne cienie oddalające się do ciemności.
Faun (i nimfa)
Debussy zastanawiał się nad odpowiednim materiałem poetyckim przez wiele lat. „Popołudnie Fauna” wyraża erotyczne imaginacje Fauna, inspirowane przez Nimfy (prwdziwe czy też wymyślone). Smak Debussy’ego uczynił go wrażliwym na powaby poezji, tym bardziej, że przymierzał się wcześniej do podobnych tekstów Baudelaire’a i Maeterlincka w chwili gdy rozpoczynał komponowanie Prelude. Początkowo zamierzał pisać pełny akompaniament do każdego momentu poematu-sielanki, może nawet w formie niewielkiego dramatu, jednak przed ukończeniem zdecydował, że będzie to „bardzo dowolna ilustracja pięknego wiersza Mallarmé.”
Claude Debussy, 1884
Słynny otwierający temat kształtuje tryton od Cis do G grany solo na flecie. Zmienne implikacje tonalne dają nowe światło kiedy temat stopniowo przechodzi do akordu septymowego w D. Ponad migotającym glissando harfy i pulsującym chromatycznym ruchem instrumentów dętych, fletowe arabeski stają się coraz bardziej ozdobne i uwodzicielskie.
Main theme, flet solo
Fletowy temat Fauna powraca ciągle, chociaż nie odzwierciedla to literalnego tłumaczenia wiersza. Melodia rozwija się przez cały utwór i przeobraża opowieść w Preludium pełną bogactwa strukturę i harmonię.
Niżyński jako Faun w adaptacji baletowej
Debussy zamyka pierwszą sekcję w H-dur i następnie zmierza do wzburzonego epizodu z kulminacją wznoszących się smyczków. Tonalny kolor, budowany z promiennej mieszanki elementów cało-tonowych i pentatonicznych przechodzi elegancko do A-dur. Następna scena, (pas de deux w choreograficznej adaptacji Niżyńskiego), sugeruje objęcie w ramiona nimfę przez Fauna. Wzruszające uniesienie i tęsknota są zobrazowane przez akordową progresję trytonową. Melodia Debussy’ego faluje i nabrzmiewa, wznosi się i opada. W ostatniej części tańca wycisza wybujałą zmysłowość gdy skrzypce solo płynnie prowadzą do repryzy otwierającego tematu. Większość trzyminutowego finału służy ochłonięciu z gorączki płomiennego uścisku.
Popołudnie ..., partia fletu
O swojej kompozycji Debussy napisał: „Muzyka tego preludium to bardzo swobodny obraz pięknej poezji Mallarmé. W żaden sposób nie rości praw by być jej syntezą. Raczej jest to seria scen, które przekazują pragnienia i sny Fauna, w to upalne popołudnie. Następnie, zmęczony ściganiem bojaźliwych i uciekających nimf i najad, Faun zapada w odurzający sen, w którym wreszcie spełnia swoje marzenia posiadania w uniwersalnej Naturze.”
Claude Debussy
Paul Valéry informował, że sam Mallarmé był niezadowolony, że jego poemat stał się tworzywem dla muzyki: „On wierzył, że własna muzyka jest wystarczającza i że nawet z najlepszą intencją na świecie, jest to prawdziwe przestępstwo, tak daleko jak poezja jest zainteresowana zestawieniem poezji z muzyką, nawet jeśli jest to najwspanialsza muzyka na świecie.”
Stéphane Mallarmé
Jednak, Maurice Dumesnil w biografii Debussy’ego konstatuje, że Mallarmé był zachwycony kompozycją i cytuje krótki list Mallarmé do Debussy’ego: „Właśnie wyszedłem z koncertu, bardzo poruszony. Cudo! Twoja ilustracja popołudnia Fauna tworzy dysonans z wierszem tylko dlatego, że idzie znacznie dalej, prawdziwie, w nostalgię i w światło, z finezją, ze zmysłowością, z wspaniałością. Ściskam Twą dłoń z podziwem, Debussy. Twój Mallarmé.”
Stéphane Mallarmé jako Faun
Preludium „Popołudnie Fauna” sygnalizowało nową erę w stylu i celach komponowania, nawet jeśli ten nowy styl nie był przez wszystkich lubiany. Niektórzy jednak zobaczyli uwolnienie od ciężkich struktur i teutońskiej mitologii, którą wagneryzm rozprzestrzenił w muzyce większości Europy. Debussy był lżejszy i bardziej sugestywny. Inni sądzili, że jest to niewystarczający kierunek – sny Debussy’ego używały atonalnego zbioru dźwięków w celu roztaczania świata cieni i zapachów, podczas gdy potrzebna była uderzeniowa dawka jasnego światła.
Popołudnie Fauna autorstwa Levy-Dhurmera
Dwa aspekty stylu Debussy’ego niosły tu specjalne znaczenie: zastosowanie skali chromatycznej i wprowadzenie orkiestralnej kolorystyki. Chromatyka była jednym z głównych środków do wyrażania zmysłowości co najmniej do wagnerowskiej opery „Tistan i Izolda”, które to dzieło wywarło decydujący wpływ na młodego Debussy’ego. Ale Debussy używa chromatyki w sposób przytłumiony nie tak celowo jak Wagner. Jego instrumentacja, daleko bardziej restrykcyjna niż u Wagnera (brak dętych blaszanych poza rogami i bez perkusji, poza antycznymi cymbałami o łagodnym dźwieku) sprawia, że postrzegamy zmysłowość Fauna z pewnego dystansu. Mallarmé określił faunowską fletnię (syringę) jako “instrument ulotny”; z narracyjną rytmiką i harmonicznym językiem, Debussy wychwycił nieuchwytną, ulotną cechę ekspresji Fauna.
Claude Debussy, 1893
Pierwsze wykonanie “L’Après-midi d’un Faune” miało miejsce w Paryżu, 22 grudnia 1894 roku. Dyrygował Gustave Doret, a partię solową fletu zagrał Georges Barrère.
Popołudnie Fauna
Stephane Mallarmé - L'après-midi d'un faune (Églogue)
Le Faune: Ces nymphes, je les veux perpétuer. Si clair, Leur incarnat léger, qu'il voltige dans l'air Assoupi de sommeils touffus. Aimai-je un rêve ? Mon doute, amas de nuit ancienne, s'achève En maint rameau subtil, qui, demeuré les vrais Bois mêmes, prouve, hélas ! que bien seul je m'offrais Pour triomphe la faute idéale de roses. Réfléchissons... ou si les femmes dont tu gloses Figurent un souhait de tes sens fabuleux ! Faune, l'illusion s'échappe des yeux bleus Et froids, comme une source en pleurs, de la plus chaste : Mais, l'autre tout soupirs, dis-tu qu'elle contraste Comme brise du jour chaude dans ta toison ? Que non ! par l'immobile et lasse pâmoison Suffoquant de chaleurs le matin frais s'il lutte, Ne murmure point d'eau que ne verse ma flûte Au bosquet arrosé d'accords ; et le seul vent Hors des deux tuyaux prompt à s'exhaler avant Qu'il disperse le son dans une pluie aride, C'est, à l'horizon pas remué d'une ride Le visible et serein souffle artificiel De l'inspiration, qui regagne le ciel. O bords siciliens d'un calme marécage Qu'à l'envi de soleils ma vanité saccage Tacite sous les fleurs d'étincelles, Contez « Que je coupais ici les creux roseaux domptés « Par le talent ; quand, sur l'or glauque de lointaines « Verdures dédiant leur vigne à des fontaines, « Ondoie une blancheur animale au repos : « Et qu'au prélude lent où naissent les pipeaux « Ce vol de cygnes, non ! de naïades se sauve « Ou plonge... » Inerte, tout brûle dans l'heure fauve Sans marquer par quel art ensemble détala Trop d'hymen souhaité de qui cherche le la : Alors m'éveillerai-je à la ferveur première, Droit et seul, sous un flot antique de lumière, Lys ! et l'un de vous tous pour l'ingénuité. Autre que ce doux rien par leur lèvre ébruité, Le baiser, qui tout bas des perfides assure, Mon sein, vierge de preuve, atteste une morsure Mystérieuse, due à quelque auguste dent ; Mais, bast ! arcane tel élut pour confident Le jonc vaste et jumeau dont sous l'azur on joue : Qui, détournant à soi le trouble de la joue, Rêve, dans un solo long, que nous amusions La beauté d'alentour par des confusions Fausses entre elle-même et notre chant crédule ; Et de faire aussi haut que l'amour se module Évanouir du songe ordinaire de dos Ou de flanc pur suivis avec mes regards clos, Une sonore, vaine et monotone ligne. Tâche donc, instrument des fuites, ô maligne Syrinx, de refleurir aux lacs où tu m'attends ! Moi, de ma rumeur fier, je vais parler longtemps Des déesses ; et par d'idolâtres peintures A leur ombre enlever encore des ceintures : Ainsi, quand des raisins j'ai sucé la clarté, Pour bannir un regret par ma feinte écarté, Rieur, j'élève au ciel d'été la grappe vide Et, soufflant dans ses peaux lumineuses, avide D'ivresse, jusqu'au soir je regarde au travers. O nymphes, regonflons des souvenirs divers. « Mon œil, trouant le joncs, dardait chaque encolure « Immortelle, qui noie en l'onde sa brûlure « Avec un cri de rage au ciel de la forêt ; « Et le splendide bain de cheveux disparaît « Dans les clartés et les frissons, ô pierreries ! « J'accours ; quand, à mes pieds, s'entrejoignent (meurtries « De la langueur goûtée à ce mal d'être deux) « Des dormeuses parmi leurs seuls bras hasardeux ; « Je les ravis, sans les désenlacer, et vole « A ce massif, haï par l'ombrage frivole, « De roses tarissant tout parfum au soleil, « Où notre ébat au jour consumé soit pareil. » Je t'adore, courroux des vierges, ô délice Farouche du sacré fardeau nu qui se glisse Pour fuir ma lèvre en feu buvant, comme un éclair Tressaille ! la frayeur secrète de la chair : Des pieds de l'inhumaine au cœur de la timide Qui délaisse à la fois une innocence, humide De larmes folles ou de moins tristes vapeurs. « Mon crime, c'est d'avoir, gai de vaincre ces peurs « Traîtresses, divisé la touffe échevelée « De baisers que les dieux gardaient si bien mêlée : « Car, à peine j'allais cacher un rire ardent « Sous les replis heureux d'une seule (gardant « Par un doigt simple, afin que sa candeur de plume « Se teignît à l'émoi de sa sœur qui s'allume, « La petite, naïve et ne rougissant pas : ) « Que de mes bras, défaits par de vagues trépas, « Cette proie, à jamais ingrate se délivre « Sans pitié du sanglot dont j'étais encore ivre. » Tant pis ! vers le bonheur d'autres m'entraîneront Par leur tresse nouée aux cornes de mon front : Tu sais, ma passion, que, pourpre et déjà mûre, Chaque grenade éclate et d'abeilles murmure ; Et notre sang, épris de qui le va saisir, Coule pour tout l'essaim éternel du désir. A l'heure où ce bois d'or et de cendres se teinte Une fête s'exalte en la feuillée éteinte : Etna ! c'est parmi toi visité de Vénus Sur ta lave posant tes talons ingénus, Quand tonne une somme triste ou s'épuise la flamme. Je tiens la reine ! O sûr châtiment... Non, mais l'âme De paroles vacante et ce corps alourdi Tard succombent au fier silence de midi : Sans plus il faut dormir en l'oubli du blasphème, Sur le sable altéré gisant et comme j'aime Ouvrir ma bouche à l'astre efficace des vins ! Couple, adieu ; je vais voir l'ombre que tu devins.
Claude Debussy
Popołudnie Fauna w tłumaczeniu Ryszarda Matuszewskiego
Faun: Te nimfy, tak bym chciał uwiecznić je. Tak lekka Ich ciał karnacja jasna, iż w przestwór ucieka Ucichły w snach puszystych. Kocham li złudzenie? Niepewność mą, minionej nocy chaos, cienie Gałązki kruchej kończą, która nawet jeśli Z prawdziwych gajów jest, niestety! błąd mój kreśli, Żem róż brak idealny za triumf przyjmował. Rozważmy... Czyż kobiety, któreś komentował, Są bajecznym życzeniem twoich zmysłów głodnych! Faunie, z oczu najczystszej, błękitnych i chłodnych, Jak gdyby źródło we łzach złuda się wymyka: Lecz druga pełna westchnień, powiesz, że przenika Na wskroś, niby ciepłego powiew dnia, twe runo! A jeśli nie! i gdyby świeży ranek runął W tę dyszącą upałem nieruchomą głuszę, Nie drgnie ni kropla, której graniem nie poruszę W zroszonym akordami gaju; i jedynie Podmuch, co przez dwie rurki fletni mojej spłynie, Zanim dźwięk czysty w suchej ulewie rozproszy, Jest tym, na widnokręgu, którego nie płoszy Żadna zmarszczka, kunsztownym natchnienia powiewem, Przejrzystym i pogodnym, co łączy się z niebem. O, brzegi sycylijskie spokojnej topieli, Gdzie próżność ma plądruje na przekór słońc bieli, Milcząca pod kwiatami iskier, niechaj zabrzmi OPOWIEŚĆ: "Żem tu trzciny ciął, które ujarzmi Talent; gdy w morskookiej patynie zieleni Dalekiej, co swe pnącze kładzie do strumieni, Biel zwierzęca leniwie faluje na wodzie: I w preludium, co z wolna ton fujarek rodzi, Lot łabędzi, nie! najad — podrywa się drżący Lub zatapia... " Godziny tej bezwład gorący, Bez znaku, jaki razem w nim składała sztuka, Tyle pragnień rozkoszy tego, kto jej szuka; Czyż więc znów się obudzę, w swej żądzy pierwotny, W antycznej fali światła, prosty i samotny, Lilie! do was podobny w swojej niewinności. Inny niż słodkie nic, co na ich wargach gości, Pocałunek, dla zdrajczyń pełen obietnicy, Moje łono dziewicze świadkiem tajemnicy Ukąszenia jakiegoś dostojnego zęba. Lecz dość! trzcina, na której pod błękitem nieba Gram, długa i podwójna, tych jest powierniczką Sekretów: i oddechu ujmując policzkom, Marzy w solo przeciągłym, by fałszywą gamą Urodę okolicy pokłócić z nią samą I tej naszej naiwnej piosenki weselem; I by równie wysoko jak miłość swym trelem Ulotnić ze snów zwykłych o karku i łonie Czystym, które oczyma zamkniętymi gonię, Jedną pustą i dźwięczną, monotonną linię. Próbuj więc, tam gdzie czekasz mnie, na wód głębinie Zakwitnąć, chytra Syrinx, ucieczek narzędzie! Faun, z hałasów swych dumny, długo prawić będzie O boginkach; i jego wyobraźnia chciwa Jeszcze ich cieniom z bioder przepaski pozrywa: Tak czasem, gdym już wyssał z gron świetlistość winną, By żal łakomy przegnać iluzją niewinną, Ze śmiechem kiść już pustą w letnie niebo wznoszę I dmuchając w jej łuski lśniące, chętkę płoszę Pijaństwa, gdy pod światło patrzę w grona próżne. O nimfy, niech WSPOMNIENIA wzbiorą w nas przeróżne. "Moje oko, sitowia prując, przeszywało Każdą z tych nieśmiertelnych, co brązowe ciało Pławiła w gniewnych do leśnego nieba krzykach; Patrzyłem, jak przepyszna kąpiel włosów znika W światłościach i rozpryskach, o boskie klejnoty! Biegnę; u stóp mych leżą (omdlałe z pieszczoty, Poznając smak znużenia, gdy się jest we dwoje) Śpiące, wplątane w ramion swych zuchwałych zwoje; Porywam je i ciągnę tak, nie rozłączone, W gęstwinę, płochym cieniom nienawistną, w stronę Róż, których zapach ginie, słońcem wysuszony, Gdzie psota nasza dzień niech przypomni skończony." Wielbię ten gniew dziewiczy, o rozkoszy dzika Świętego ich ciężaru, co nagi umyka Od mej wargi w płomieniu, niczym błyskawicy Drżenie! ten przestrach słodkiej ciała tajemnicy: Od stóp jednej nieludzkiej do drugiej strwożonej Którą naraz opuszcza niewinność, zroszonej Przez głupie łzy lub inny opar nie tak smutny. "Moją zbrodnią, żem strachy te zdradzieckie, butny, Poskramiał i sczochrane pocałunków kępy, Tak mieszane przez bogów, rozrywał na strzępy: Bo zaledwie zdołałem ukryć śmiech płonący W rozkosznych fałdkach jednej skrycie pilnującej Paluszkiem małym, aby czysta biel jej pióra, Barwiąc się, podniecała małą siostrę, która Nie rumieni się nawet, maleństwo naiwne; Kiedy z ramion zwątlałych przez omdlenie dziwne Zdobycz ma bezlitośnie wymyka się zręczna, Na mój spazm niewrażliwa, na zawsze niewdzięczna." Więc niech tam! Wnet mnie inne powiodą w swawole Warkoczem, zaplątanym w rogi na mym czole; Wiesz, namiętności, że gdy purpurą się plami Dojrzały granat — pęka i brzęczy pszczołami, Krew nasza, rozkochana w tym, co ją przemienia, Przelewa się na cały wieczny rój pragnienia. Kiedy las gra barwami z popiołu i złota, Listowiem obumarłym święty ogień miota: Etno! to na twym zboczu, gdy Wenus ku ziemi Po twej lawie piętami stąpa niewinnemi, Gdy grzmi sen smutny, albo płomień gaśnie z wolna, Mam królową! O sroga karo... Nie, lecz wolna Od słów dusza i ciało nazbyt ociężałe Późno ulega ciszy z południa upałem: W zapomnieniu bluźnierstwa spać trzeba, na skraju Odmienionego piasku lec, ku gwieździe urodzajów Winnych otwarłszy usta, którym wina mało! Żegnaj, stadło; niech widzę, żeś cieniem się stało.
Stéphane Mallarmé autorstwa Maneta, 1876