Non Opus Dei - The Quintessence (2006)
Non Opus Dei - The Quintessence (2006)
1 21 XII 2004 4:18 2 Neither By Time Nor Space 3:40 3 Kolejny Obrót Koła 3:33 4 The Wordless Galactic Ceremony 7:15 5 Naga Matryca Życia I Śmierci 2:54 6 Oczy Tej Kobiety 3:29 7 Energion: The Quintessence Of The New Spirituality 4:38 8 Gdy Imperium Upada... 2:02 9 Das Ist Krieg 1:30 10 A Beauty Made Of Steel 2:55 11 The Eternal Dance 3:24 12 To Stop The Everturning Wheel 4:01 13 Gdy Faun Poszedł Na Wojnę... 2:55 Drums – Gonzo Guitar – Klimorh, V2 Performer [The Forgotten Instruments] – Mark Vocals – Klimorh
Nigdy wcześniej nie miałem okazji zetknąć się z twórczością Non Opus Dei. Może po prostu nie zwracałem uwagi na artykuły na temat tego zespołu myśląc, ze to kolejna "blackowa młócka". W końcu nazwa zespołu "Nie Dzieło Boga" zobowiązuje do bluźnierstwa. Ale jak slogany promocyjne nowego albumu głoszą to "charakterystyczne brzmienie Non Opus Dei można zamknąć w następujących słowach: awangarda, diaboliczność, rytualność, magia, łamanie stereotypów i granic". O ile zawsze hasła pokroju "diaboliczność, magia itp." rodzą na mojej twarzy ironiczny uśmiech, o tyle chciałem zobaczyć ile tej "niezwykłości" w Non Opus Dei jest.
Po kilkukrotnym przesłuchaniu tego albumu muszę się poddać, gdyż faktycznie Non Opus Dei jest zespołem nietuzinkowym. Pomimo tego, że zespół gra black metal, to muszę przyznać, że jedynym moim skojarzeniem był Marduk z okresu "Panzer Division" - ale tylko w bardziej ekstremalnych momentach. Nie odważyłbym się nazwać twórczości Non Opus Dei awangardą, gdyż "The Quintessence" nie zawiera tak odważnej muzyki jak tworzą chociażby Unexpect, Arcturus czy Ulver, ale już sam fakt, ze zespół potrafił znaleźć swoją niszę w wydawałoby się wyeksploatowanym gatunku jakim jest black metal, może świadczyć o ogromnym potencjale zespołu. Nie posunąłbym się także do stwierdzenia jakoby zespół łamał stereotypy i granice, ale niewątpliwie jego muzyka wychodzi daleko poza schemat. Na uwagę zasługuje choćby bardzo trip-hopowe wykorzystanie instrumentów klawiszowych, zastosowanie wielu egzotycznych i starodawnych instrumentów, które świetnie wpasowują się w utwory. Ciekawym zabiegiem jest także fakt, że teksty utworów są pisane w języku polskim, angielskim i niemieckim, co w żaden sposób nie wypacza zawartości krążka. Momentami idzie nawet zrozumieć co wokalista skrzeczy, co jest bardzo pozytywnym zjawiskiem jak na ten gatunek muzyczny. Na podkreślenie zasługuje także fakt, że utwory wcale nie są utrzymane w szaleńczych tempach. Dominują raczej średnie, a nawet wolne tempa, które stanowią szkielet dla patetycznych, apokaliptyczne brzmiących utworów. Kapela zastosowała wiele interesujących zabiegów aranzacyjnych, jak choćby "zdysonansowane" solówki, podkreślające metrum utworu, jak i masę zwolnień i cięższych partii, które powodują, że utwory nabierają charakteru, dynamiki i są bardziej interesujące. Zespół urozmaica tempo utworów, przez co w żaden sposób nie możemy mówić o monotonii. Jedyną rzeczą, do której przyczepiłbym się na tym albumie, to za słabo nagłośniony wokal, który momentami ginie w zalewie dźwięków.
W ten oto sposób miałem okazję zapoznać się z twórczością jednego z najbardziej interesujących polskich zespołów. I choć "The Quintessence" jest już czwartym pełnowymiarowym wydawnictwem formacji, to zapewne sięgnę po ich wcześniejsze dokonania, aby prześledzić rozwój tej interesującej kapeli. ---darkplanet.pl
I’ve been listening to black metal a long, long time, folks. And while this fact alone certainly doesn’t qualify me as an expert in the genre, it does mean it’s becoming exceedingly more difficult for bands to bowl me over with extremity. Such is the case with Non Opus Dei’s latest release, The Quintessence. While I certainly found myself enjoying this record as a fan of black metal music, it fell short of truly marring me aurally or mentally – something I actually look forward to with impish glee when new black metal happens across my desk. Of course we all have different thresholds for extremity, so allow me to expound…
What The Quintessence does right, is delivering finger-tapping, mid-to-fast-paced black metal with clean production, solid musicianship (especially the drumming), and nastily acerbic vocals reminiscent of Maniac era Mayhem. First cut, “21 XII 2004”, incorporates the most melodic guitar lickin’ found on the record, giving the tune a nice epic feel, and “Oczy Tej Kobiety” features some interesting, ethereal Native American flute at its core to offset Klimorh’s stone-scraping vocals. Non Opus Dei also flourishes an obvious reverence for Voivod, as a number of the tunes displayed feature well executed tributes to the band’s familiar, off-kilter riffing, especially “The Wordless Galactic Ceremony”. However, N.O.D. take the discordant, off-kilter guitar work too far on a couple tunes as well. “Neither By Time Nor Space” splays a jarring, repeating guitar lick that’s so distracting, it actually ruins an otherwise worthy song, and the warmly mellow opening of “A Beauty Made of Steel” eventually suffers a similar affront. There’s some relatively stodgy song-crafting plaguing The Quintessence as well, making it a bit difficult to plow through in one sitting, especially by the time the 13th song eventually rolls out.
I believe the artists that are truly creating exemplary black metal today are those that figure out some way to blast through what’s pedestrian and force people to stand up and take note. While The Quintessence is certainly good enough to keep Non Opus Dei running with the pack; if they expect to scuttle to the forefront, they’ll have to spackle a couple holes and figure out a formula that really blows peoples’ heads off. If you’re a fan of black metal and you’ve got some extra scratch in your back pocket, you’ll likely be satisfied with this release, but I don’t think it’s gonna blow anyone away. Good, but certainly not essential. ---DooM, metal-archives.com
download (mp3 @VBR kbs):
yandex mediafire uloz.to gett my-files.ru