Votum – Duhkha (2020)
Votum – Duhkha (2020)
1 Prey Vocals – Anneke van Giersbergen 5:30 2 Lamb of Cyber God 5:46 3 Void 4:04 4 One of Them 4:39 5 Prey 5:24 6 Hate 5:13 Bass – Bartek Turkowski Drums – Adam Lukaszek Guitar – Adam Kaczmarek, Piotr Lniany Keyboards – Zbigniew Szatkowski Vocals – Bartosz Sobieraj
Ponad cztery lata przyszło czekać miłośnikom warszawskiego Votum na następcę :Ktonik:. Tym razem muzycy tak sobie to wymyślili, że album wcześniej trafił do słuchaczy w formie cyfrowej (poszczególne kompozycje były też ujawniane w serwisie Youtube), w lutym płyta ma być wydana na winylu w dwóch limitowanych do 100 kopii wersjach – podstawowej, czarnej, z sześcioma kompozycjami, oraz białej (Apocrypha), zawierającej remiksy dwóch utworów autorstwa Piotra Lnianego (Void, One of Them).
Przyjrzyjmy się bliżej temu materiałowi. Przede wszystkim artyści po raz kolejny nadali swojemu albumowi dość intrygujący tytuł. Jak napisali: pochodzi on od terminu występującego w starożytnej literaturze indyjskiej, oznaczającego wszystko, co jest niespokojne, niewygodne, nieprzyjemne, trudne, powodujące ból lub smutek. I faktycznie, poszczególne liryki mają mroczny, wręcz depresyjny charakter i dotykają różnych aspektów współczesnej ludzkiej natury. Przy okazji artyści pokazali, że nieobce im są aktualne problemy społeczne, publikując w listopadzie ubiegłego roku klip do kompozycji One of Them z ujęciami z ogólnopolskiego strajku kobiet, jednocześnie wyraźnie manifestując swoje wsparcie dla kobiet oraz sprzeciw wobec polityków dzielących naród.
Muzyka dobrze oddaje emocje zawarte w tekstach. Nie ukrywam, że jestem zwolennikiem pewnej stylistycznej przemiany dokonanej na albumie :Ktonik:, wraz z pojawieniem się w zespole wokalisty Bartosza Sobieraja i gitarzysty Piotra Lnianego. To do dziś dla mnie ich najlepsza płyta pokazująca muzyczną dojrzałość i światową produkcję. Ich ciężki, atmosferyczny i melancholijny progresywny metal, okraszony dużą dozą elektroniki, choć według niektórych za bardzo skręcający w katatoniczno-anathemowe klimaty, był zwrotem w dobrą stronę. I najnowsza płyta niejako wynika z tamtych poszukiwań, czerpie z nich, ale też wprowadza nowe elementy.
Bo w dalszym ciągu panowie bazują na kontraście łącząc w ramach kompozycji delikatność i potężny metalowy ciężar. Dalej potrafią też być przejmująco wzniośli powolnie budując dramaturgię utworów. Przykładem tego niech będzie, dla mnie najlepszy w zestawie, Prey. Muzycy, po stonowanym początku, umiejętnie podnoszą napięcie dwoma krótkimi wtrętami rockowego żaru, który kumuluje i wybucha w majestatycznej drugiej części nagrania. To wyjątkowy utwór także z innego powodu, bowiem znalazł się na albumie w dwóch wersjach. W jednej z nich gościnnie zaśpiewała sama Anneke van Giersbergen (The Gathering, Vuur). Zderzenie jej subtelności i delikatności oraz mocy i dramatyzmu w głosie Sobieraja brzmi wybornie.
Równie ciekawie zbudowane są pozostałe kompozycje. Warto jednak zwrócić uwagę na pewne w nich inności w stosunku do poprzedniego krążka. To przede wszystkim bardziej odważne i ekspansywne podejście do elektroniki, agresywnej, niekiedy brudnej i drażniącej, wręcz industrialnej. Posłuchajcie choćby początku Lamb Of Cyber God, zwieńczenia wspomnianego Prey, albo utworu Void. Przy okazji choćby tych kompozycji słychać fascynację djentem balansującym na granicy brzmieniowego eksperymentu. Chłoszczące matematyczne i poszatkowane łamańce są wręcz inwazyjne i napastliwe (pomieszczone na „białej” edycji remiksy Void i One of Them jeszcze dobitniej pokazują eksplorowane przez zespół nowe kierunki). Przez to jest to płyta cięższa od poprzedniczki i, nie da się ukryć, mniej przystępna przy pierwszym kontakcie, niemniej z każdym kolejnym przesłuchaniem oddaje swoją aranżacyjną pomysłowość i bardzo udane melodycznie formy.
Dla mnie to krok w dobrą stronę zespołu, który nie chce stać w miejscu i szuka kolejnych, mniej prostych i tradycyjnych, rozwiązań. Zespołu odrzucającego konserwatywnie rozumianą progresywność w muzyce.
Jedyne co trochę smuci, to ilość materiału. Po ponad czterech latach muzycy oferują ledwie pół godziny nowych dźwięków a i to jest mocno naciągane, gdyż jedna kompozycja wybrzmiewa dwukrotnie. Pod względem długości zatem to rzecz w bardziej mini albumowych rozmiarach. Cóż, może to i dobrze, że człowiek czuje niedosyt, wszak przerost muzycznej formy jest chyba czymś zdecydowanie gorszym. ---Mariusz Danielak, artrock.pl
download (mp3 @320 kbs):
yandex mediafire ulozto gett solidfiles