Cassandra Wilson - Coming Forth By Day (2015)
Cassandra Wilson - Coming Forth By Day (2015)
1 Don't Explain 4:35 2 Billie's Blues 5:08 3 Crazy He Calls Me 6:19 4 You Go To My Head 4:10 5 All Of Me 4:07 6 The Way You Look Tonight 3:51 7 Good Morning Heartache 4:57 8 What A Little Moonlight Can Do 4:10 9 These Foolish Things 4:14 10 Strange Fruit 4:55 11 I'll Be Seeing You 6:10 12 Last Song (For Lester) 5:51 Vocals - Cassandra Wilson Baritone Guitar – T Bone Burnett (tracks: 2, 4, 7) Bass – Martyn Casey Drums, Percussion – Thomas Wydler Effects [Guitar String], Loops – Ming Vauze (tracks: 1, 10, 12) Guitar [Additional], Loops – Nick Zinner (tracks: 4, 8 to 10, 12) Guitar, Acoustic Guitar, Banjo, Loops, Chimes [Guitar], Loops – Kevin Breit Piano, Organ – Jon Cowherd Saxophone, Clarinet, Bass Clarinet, Melodica, Baritone Saxophone, Tenor Saxophone – Robby Marshall Strings – Daphne Chen (tracks: 3, 5, 8, 10), Lauren Chipman (tracks: 3, 5, 8, 10), Richard Dodd (tracks: 3, 5, 8, 10), The Section Quartet (tracks: 3 to 5, 8, 10), VDP Orchestra (tracks: 4, 6) Strings, Violin [With Echos] – Eric Gorfain (tracks: 3, 5, 8, 10, 11)
Singer Jose James’ recent tribute to Billie Holiday saw a fine singer and a hip jazz trio sprinkling personal magic on timeless songs with careful respect. Cassandra Wilson’s angle on Holiday is very different: a radical, big-production remake of the great vocalist’s music with the rhythm section from Nick Cave’s Bad Seeds giving the repertoire a thick-textured, abstract blues-rock feel, while a luxurious strings section embraces the ballads. Don’t Explain spices Wilson’s favourite slow-blues feel with old-school echo-chamber guitar and smoky tenor sax; You Go to My Head and The Way You Look Tonight are orchestrally stretched pop ballads on which Wilson merges surrender and confidence; and only the murderous message of Strange Fruit feels distracted by the countermelodies that crowd in on the singer’s brooding tones. Lady Day traditionalists may flinch, but Coming Forth By Day is a big gamble that, for the most part, pays off, and could be Wilson’s best album since Travelling Miles. ---John Fordham, theguardian.com
Perhaps the pairing of Cassandra Wilson and Billie Holiday carries a whiff of inevitability, but there's nothing predictable about Coming Forth by Day. Released to coincide with Holiday's centennial in 2015, Coming Forth by Day explicitly celebrates Lady Day by drawing upon standards she sang in addition to songs she wrote, but Wilson deliberately sidesteps the conventional by hiring Nick Launay as a producer. As a result of his work with Nick Cave, Launay mastered a certain brand of spooky Americana, something that comes in handy with the Holiday catalog, but Coming Forth by Day is never too thick with murk. It luxuriates in its atmosphere, sometimes sliding into a groove suggesting smooth '70s soul, often handsomely evoking a cinematic torch song -- moods that complement each other and suggest Holiday's work without replicating it. This is a neat trick: such flexibility suggests how adaptable Holiday's songbook is while underscoring the imagination behind Wilson's interpretations. Certainly, Launay deserves credit for his painterly production, but the success of Coming Forth by Day belongs entirely to Wilson, who proves that she's an heir to Holiday's throne by never once imitating her idol. ---Stephen Thomas Erlewine, AllMusic Review
Jaki jest idealny „tribute album”? Teoretycznie taki, w którym osobowość wykonawcy i idola zaznaczy się w podobnych proporcjach, w którym artysta zachowa odrębność, eksponując najważniejsze cechy twórcy, jakiemu oddaje hołd. Krótko mówiąc taki, który nie pozostawia wątpliwości, dlaczego „uczeń” sięgnął po dorobek „mistrza”.
Cassandra Wilson jest mistrzynią współczesnego jazzu i bluesa, ale przyznaje się do trwającej całe życie fascynacji kunsztem Billie Holiday. Na albumie wydanym z okazji setnych urodzin Lady Day, przypomina jedenaście utworów z repertuaru Billie. Płytę zamyka piosenka autorska, napisana przez nią specjalnie na ten projekt: Last Song (for Lester), dedykowana wielkiej miłości wokalistki, jaką był słynny saksofonista i innowator jazzu, Lester Young (Billie Holiday była zdruzgotana jego śmiercią).
Producentem albumu jest – tu niespodzianka – Nick Launay, związany na stałe z Nickiem Cave’em. Współtworzył wiele interesujących projektów, m.in. Talking Heads czy Arcade Fire, ale o jazz się nie otarł. I to słychać. Album „Coming Forth by Day” jazzową płytą nie jest. Zdecydowało o tym już zaangażowanie sekcji rytmicznej The Bad Seeds: Martyn P. Casey (bas) i Thomas Wydler (perkusja). Daremnie szukać na tej płycie nowoorleańskiej pulsacji, tak hipnotyzującej na wcześniejszych albumach wokalistki. Ale i ta płyta ma specyficzne, niemal podskórne oddziaływanie – przez zastosowanie dyskretnych, „atmosferycznych” loopów, przez użycie smyczków.
Jest na albumie wiele wysublimowanych aranżacyjnych detali, jak choćby zastosowanie klarnetu basowego i kwartetu smyczkowego w Crazy He Calls Me. Najważniejszy jest jednak głos – tak samo u Billie, jak u Cassandry. Lady Day nie miała wielkiej skali, nie wykonywała technicznych fajerwerków, nie śpiewała scatem. Jej siła tkwiła we frazowaniu i w nieprawdopodobnym ładunku emocjonalnym, jaki przekazywała śpiewając. Cassandra ma dużo „większy” głos, ale jego emocjonalna gama jest bardziej stonowana. I na tej płycie słychać to w całej jaskrawości.
Znajdziemy tu interpretacje, w których stylistyka obu artystek wydaje się niemal tożsama, tak jest na przykład w Billie’s Blues. Bywa też wręcz przeciwnie – nikt nie pomyliłby coveru z oryginałem w All of Me. Między innymi dlatego, że altowy głos Cassandry przeplata się w miksie z najniższymi partiami instrumentalnymi (gitara basowa) – jest to zarazem największe zastrzeżenie do brzmienia całego albumu. Bywa, że kontrasty głos-sekcja służą nagraniom. Równe bicie w utworze What a Little Moonlight Can Do prowokuje solistkę do najbardziej jazzowej interpretacji. Ale już standard These Foolish Things traci na „koktajlowym” podejściu do aranżacji.
Najwięcej oczekiwań musiał wzbudzić – utożsamiany z osobą Billie Holiday – utwór Strange Fruit. Piosenka zawierająca poetycki, ale przez to nie mniej wstrząsający, obraz lynchu (tytułowym „dziwnym owocem” jest zwisający z gałęzi topoli Murzyn), poruszała do głębi w oryginalnym wykonaniu. I teraz jest podobnie. Zaaranżowany w rockowej stylistyce utwór (partię gitary wykonuje Nick Zinner z grupy Yeah Yeah Yeahs) stopniowo nabiera rozmachu, a kiedy w finale dołączają smyczki, staje się małą symfonią bezsilności i rozpaczy. Billie byłaby dumna z tego nagrania.
Czy jest to zatem idealny „tribute album”? Na pewno nie. Podobnie, jak to było z Dylanem śpiewającym Sinatrę, więcej jest tu „ucznia”, niż „mistrza”. A jednak, kiedy znaczący, oryginalnie artyści sięgają po dorobek swoich idoli z miłością i szacunkiem, powstają płyty, które poruszą czułe struny u miłośników jednych i drugich. ---Daniel Wyszogrodzki, jazzforum.com.pl
download (mp3 @320 kbs):