Polska Muzyka The best music site on the web there is where you can read about and listen to blues, jazz, classical music and much more. This is your ultimate music resource. Tons of albums can be found within. http://theblues-thatjazz.com/pl/polska/2889.html Fri, 19 Apr 2024 20:29:34 +0000 Joomla! 1.5 - Open Source Content Management pl-pl Riverside - Eye of the Soundscape (2016) http://theblues-thatjazz.com/pl/polska/2889-riverside/25262-riverside-eye-of-the-soundscape-2016.html http://theblues-thatjazz.com/pl/polska/2889-riverside/25262-riverside-eye-of-the-soundscape-2016.html Riverside - Eye of the Soundscape (2016)

Image could not be displayed. Check browser for compatibility.


1-1 	Where The River Flows 	10:53
1-2 	Shine 	4:09
1-3 	Rapid Eye Movement (2016 Mix) 	12:40
1-4 	Night Session - Part One 	10:40
1-5 	Night Session - Part Two 	11:35

2-1 	Sleepwalkers 	7:19
2-2 	Rainbow Trip (2016 Mix) 	6:19
2-3 	Heavenland 	4:59
2-4 	Return 	6:50
2-5 	Aether 	8:43
2-6 	Machines 	3:53
2-7 	Promise 	2:44
2-8 	Eye Of The Soundscape 	11:30

Electric Guitar – PG
Keyboards, Synthesizer, Electric Piano, Organ – MŁ
Loops, Percussion, Acoustic Guitar, Vocals, Bass Guitar, Fretless Bass – MD
Saxophone – Marcin Odyniec
Drums – PK
Written-By – Michał Łapaj, Piotr Grudziński, Mariusz Duda

 

Eye Of The Soundscape to na swój sposób wyjątkowy album Riverside. I to pod wieloma względami. Bo to pierwsza w historii zespołu płyta instrumentalna, do tego jakże odmienna od progresywno rockowej stylistyki, z którą formacja jest kojarzona. No i ma jeszcze wyjątkowy kontekst – ukazała się w roku, w którym zmarł jeden z filarów grupy, Piotr Grudziński. Tym samym, jest ostatnią, na której pojawiają się jego premierowo nagrane dźwięki. I choć jest ona w całości dedykowany właśnie jemu, warto pamiętać, że fakt ukazania się w tym czasie Eye Of The Soundscape nie ma wiele wspólnego z tym tak bolesnym i tragicznym dla formacji wydarzeniem.

Bowiem pracę nad krążkiem muzycy rozpoczęli w pełnym składzie jeszcze na początku tego roku a sam pomysł na jego powstanie dojrzewał znacznie wcześniej. Można wręcz powiedzieć, że czasów najstarszej tu kompozycji, Rapid Eye Movement. Ta - choć tytułowa rzecz - nie trafiła na podstawową edycję regularnego krążka i pomieszczona została na dodatkowym dysku edycji dwupłytowej. A potem… jakoś to się wszystko rozwinęło. Do albumu Shrine of New Generation Slaves muzycy dodali dysk z dwiema częściami Night Session, a do krążka Love, Fear and the Time Machine CD zatytułowane Day Session z pięcioma premierowymi utworami.

I to te wszystkie rzeczy stanowią lwią część tej dwupłytowej instrumentalnej kompilacji. Jednak nie one stanowią o szczególnej atrakcyjności wydawnictwa. O nim decydują w pełni premierowe kompozycje trwające łącznie ponad 30 minut! I choćby to wpływa na to, iż nie jest to kompilacja mająca na celu wyciągnięcie grosza od fana w trudnym dla zespołu okresie wyciszenia. Tym bardziej, że pozostałe znane już wcześniej numery nie docierały do wszystkich odbiorców. Tym sposobem bardziej zaangażowani w gromadzenie dyskografii Riverside i ci mniej wnikliwi, mają wszystko na jednej tacy, a w zasadzie na dwóch dyskach.

No właśnie, przyjrzyjmy się tej instrumentalnej odsłonie warszawskiego zespołu. Widać, że całość została gruntownie przemyślana pod kątem stworzenia dzieła spójnego i jednorodnego. Stąd wymieszanie kompozycji i brak, z pozoru czegoś bardzo ewidentnego, czyli prostego podziału na stare rzeczy na jednym dysku i premierowe na drugim. Dla tej spójności - tym razem brzmieniowej - dwa najstarsze utwory (Rapid Eye Movement i Rainbow Trip) zyskały nowy miks.

Instrumentalne granie Riverside, choć w pewnej mierze utrzymane w duchu klasycznego i tradycyjnego elektronicznego rocka, ma swój indywidualny szlif. I nie chodzi tu tylko o to, że jest w tym sporo progresywnej elektroniki i ambientu, ale przede wszystkim o to, że owa dosyć zimna i z pozoru bezduszna elektronika uzupełniana jest, a może wręcz napędzana, graniem bardziej organicznym, klasycznymi rockowymi instrumentami (choć brak żywych bębnów Kozieradzkiego, które pojawiają się li tylko w ostatniej części Rapid Eye Movement). Dowodem na to są choćby Shine i Rapid Eye Movement, albo wreszcie Night Session – Part Two, w którym królują partie saksofonu autorstwa Marcina Odyńca. Ponadto cechą wspólną większości kompozycji jest ich transowość, przestrzenność i pewna ilustracyjność.

Słów kilka o premierowych utworach? Proszę bardzo. Where The River Flows z początku czerpie jakby z Gabrielowego Passion, z czasem jednak wpada w rytmiczny trans „skażony” wszakże pewną industrialnością. Z kolei Shine, wybrany na promujący singiel (i dobrze), ma oprócz szorstkości, brudu i ekspansywnego basu Dudy, dużo nośności i przebojowości w stylu mrocznego 02 Panic Room. Sleepwalkers natomiast w pierwszej części zawiera chyba najbardziej oniryczne dźwięki na albumie. No i wreszcie kompozycja tytułowa. Ostatnia nagrana przez Piotra. I już przez to szczególna. Ascetyczna, bez rytmu, ale też bez Mariusza Dudy, dominującego wszak instrumentalnie na całym albumie. W sam raz do zamyślenia.

Bardzo dobre wydawnictwo pokazujące zespół poszukujący i starający się badać inne muzyczne terytoria. Do tego… raczej o bardzo optymistycznym wydźwięku. Jeszcze nigdy chyba szata graficzna ich albumu nie była tak pełna jasności i kolorów. ---Mariusz Danielak, artrock.pl

 

Warsaw based Riverside’s ‘Eye Of The Soundscape’ is a double cd consisting entirely of instrumental pieces recorded over the last few years. Although this release was already in the planning stages before the untimely death of Piotr Grudzinski in February 2016, it now represents a poignant send off to the band’s much missed guitarist.

‘Eye Of The Soundscape’ is the band’s seventh album and contains over 100 minutes of often ambient music spread over two discs. In truth, Riverside fans who already have the band’s cds are only getting four new tracks (around 35 minutes worth). The new tracks are ‘Where The River Flows’, ‘Shine’, ‘Sleepwalkers’ and ‘Eye Of The Soundscape’.

All the tracks from the limited edition bonus cds of ‘Love, Fear And The Time Machine’, and ‘Shrine Of New Generation Slaves’ are included here, and the collection is completed by two 2016 versions of songs from the ‘Rapid Eye Movement’ album. (‘Rapid Eye Movement’ and ‘Rainbow Trip’).

There’s plenty of variety contained in these instrumentals, ranging from the out and out ambient drift of ‘Eye Of The Soundscape’ to the upbeat ‘Machines’. ‘Night Session – Part Two’ has a lonesome sax accompanied by an offbeat drum pattern, and ‘Promise’ is a gentle acoustic guitar dominated piece. ‘Sleepwalkers’ is soft techno with an inquisitive synth melody and ‘Rainbow Trip’ is delightfully mellow – the track ‘Where The River Flows’ is included below and gives a fairly good indication of what this release is all about.

‘Eye Of The Soundscape’ should be seen as a bridge between the first six Riverside albums and the next studio release. Taken at face value, this is a smooth compilation of (mostly) relaxed instrumentals with unobtrusive drum beats pinning the music. If this is your introduction to Riverside, I’d recommend you check out the last two cds, 2015’s ‘Love, Fear And The Time Machine’ and 2013’s ‘Shrine Of New Generation Slaves’

The loss of guitarist Piotr Grudzinski might have reduced Riverside to three members, but the good news is they are committed to carrying on as a three-piece, with a live guitarist to be added for gigs. Two shows have already been announced in their native Poland for 25th and 26th February 2017 – marking the anniversary of Grudzinski’s death. ---progressivemusicreview.wordpress.com

download (mp3 @320 kbs):

yandex mediafire ulozto bayfiles

 

back

]]>
administration@theblues-thatjazz.com (bluelover) Riverside Mon, 13 May 2019 14:36:13 +0000
Riverside - Love, Fear and the Time Machine (2015) http://theblues-thatjazz.com/pl/polska/2889-riverside/18528-riverside-love-fear-and-the-time-machine-2015.html http://theblues-thatjazz.com/pl/polska/2889-riverside/18528-riverside-love-fear-and-the-time-machine-2015.html Riverside - Love, Fear and the Time Machine (2015)

Image could not be displayed. Check browser for compatibility.

CD1 - Love, Fear and the Time Machine
01. Lost (Why Should I Be Frightened By a Hat?) (5:53)
02. Under the Pillow (6:47)
03. #Addicted (4:54)
04. Caterpillar and the Barbed Wire (6:56)
05. Saturate Me (7:09)
06. Afloat (3:13)
07. Discard Your Fear (6:43)
08. Towards the Blue Horizon (8:10)
09. Time Travellers (6:43)
10. Found (The Unexpected Flaw of Searching) (4:03)

CD2 - Day Session
01. Heavenland (5:00)
02. Return (6:51)
03. Aether (8:44)
04. Machines (3:54)
05. Promise (2:44)

Mariusz Duda - vocals, bass & acoustic guitar
Piotr Grudzinski - guitars
Michal Lapaj - keyboards
Piotr Kozieradzki – drums

 

Już sam tytuł nowego i wyczekiwanego na świecie albumu warszawskiego Riverside ma w sobie znamiona literackości - "Miłość, strach i wehikuł czasu", tak nazwał nowe dzieło jeden z najbardziej znaczących zespołów współczesnej progresji. Może to jeszcze nie Marquez czy Milan Kundera, ale...

Prócz literackości jest też pewna niespodzianka. Ot, miłość i strach to tematy przewałkowane, szczególnie przez tych najbardziej dusznych i ponurych przedstawicieli gatunku (do których Riverside momentami też można by zaliczyć), ale co tu robi wehikuł czasu? Do tego jeszcze okładka, jakkolwiek w lekko pretensjonalnym tonie, ale przykuwająca uwagę i klimatyczna w swej ascetycznej formie. Wszystko wskazuje na to, że Riverside popłynął, że to nowy rozdział w poczynaniach polskiej grupy.

I rzeczywiście, "Love, Fear And The Time Machine", po tych ociekających pesymizmem, mrocznych i w gruncie rzeczy przewidywalnych brzmieniowo płytach jak "Rapid Eye Movement" i "Anno Domini High Definition", jest pewną odskocznią. Już zresztą "Shrine of New Generation Slaves" zapowiadało nielichą zmianę, ale muzycy nie byli chyba jeszcze na tyle odważni, by zupełnie pozbyć się z repertuaru pewnych zagrywek, które już od lat powtarzają z mniej lub bardziej udanym skutkiem - nie wypada im zarzucać monotonii brzmieniowej, bo przecież każdy krążek był w ostatecznym rozrachunku oceniany wręcz spektakularnie. Proszę się oczywiście nie obawiać, że na "Miłość, strach i wehikuł czasu" Riverside przestał brzmieć jak Riverside. O nie! W tym sęk, że to wciąż Riverside, ale bardziej rześki, nienapompowany niezdrowym mrokiem, bardziej melodyjny a mniej wydumany, wciąż pretensjonalny, ale już w ciekawszy sposób, bardziej melancholijnie rockowy, a w bardzo niewielkim stopniu metalowy. Wystarczy powiedzieć, że Mariusz Duda nie układał tak dobrych wokali od czasu "Second Life Syndrome", takich, które zapadają w pamięć, a nie są jedynie pomrukami zamkniętego w ciemnym, pozbawionym prądu pokoju melancholika i oddanego czytelnika traktatów Nietzschego. Teraz Duda śpiewa tak, że chce się mu towarzyszyć, opowiada historię z pasją wytrawnego wodzireja - może i ma złamane serce, przepełnia go lęk, ale poznał tajemnicę wehikułu czasu, więc ma z czego lepić historię.

Uproszczono też kompozycje. To już nie wydumane kolosy, do których wzniesienia potrzeba nie w ciemię bitego architekta. Dziesięć prostych piosenek - oczywiście wciąż utrzymanych w progresywnej formie, więc nie są to jakieś radiówki - gdzie muzycy, zamiast myśleć jak intelektualną muzykę tworzą, po prostu dają się nieść swoim instrumentom. Najlepiej słychać to w klawiszach Michała Łapaja, który najwyraźniej przestał się bać, że gdy zagra syntezatorem pachnącym plastikiem z hard rocka lat 80. czy neoprogresją w stylu wczesnego Marillion albo Pendragon to powieje wioską, na dodatek gra najzwyczajniej proste dźwięki ("Afloat"). Również gitary Piotra Grudzińskiego zmelodyjniały, nabrały rześkości i cudnie prowadzą melodię, nie zapominając o świetnych, rockowych solówkach ("Under The Pillow"). Piotr Kozieradzki na perkusji wreszcie może odpocząć od połamanych rytmik.

No i właśnie, melodia to słowo klucz opisujące "Love, Fear And The Time Machine". Już dawno Riverside nie byli tak melodyjni zarówno na poziomie wokalu, jak i instrumentarium. Trochę jakby posłuchali dwóch ostatnich płyt Osady Vida i stwierdzili, że też tak mogą, że dość już Schopenhauera i dźwięków dla muzycznych intelektualistów, że potrzeba wpuścić nieco świeżego powietrza do tego zabitego dechami pokoju, w którym powietrze i mrok można ciąć siekierą, i mają ochotę po prostu sobie pośpiewać. Zresztą, takie utwory jak rozbudowany, wielowątkowy i nadspodziewanie pogodnie rozpoczynający się "Towards The Blue Horizon" czy nawet "Time Travellers" (bardzo sympatyczna ballada z echami "I Believe" i "In Two Minds" z czasów "Out of Myself") poprzez swój akustyczny charakter są zapowiedzią czegoś nowego w obliczu Riverside - kuriozalnie nowego, bo to właściwie muzyczny wehikuł czasu (kolejna zagadka albumu rozwiązana!), przypominający dwa pierwsze krążki grupy. Rozpoczynający album "Lost" po prostu czaruje przewodnim motywem a "#Addicted" to chyba jeden z najbardziej przebojowych i najprostszych zarazem numerów kapeli.

Słowem, jest na "Love, Fear And The Time Machine" czego posłuchać, a na dodatek są to rzeczy dobre i dla Riverside w pewnym sensie oryginalne, bo przez ostatnie dziesięć lat istnienia pomijane na rzecz klimatów depresyjnych i bardziej metalowych. Fani też nie będą zawiedzeni, bo choć jest to najbardziej odmienny od twórczości Riverside krążek, to wciąż utrzymany w tym charakterystycznym dla kapeli stylu. Mnie przekonuje głównie tym, że balonik mroku został przebity, a zastąpiły go cudnie płynące melodie. Liczę, że w przyszłości Duda, Grudziński i spółka będą kontynuować rewolucję i już zupełnie zaskoczą słuchaczy odświeżonym wizerunkiem. "Shrine of New Generation Slaves" i "Love, Fear And The Time Machine" to dwa pierwsze, nieśmiałe jeszcze kroki. Być może trzeci będzie porządnym tupnięciem, który zatrzęsie progresywną sceną. Bardzo udana płyta, w mojej opinii najlepsza od czasów "Second Life Syndrome". ---Grzegorz Bryk, magazyngitarzysta.pl

 

The Polish progressive quartet’s sixth album sees a slight shift in attitude and direction as they delve deep to challenge their modus operandi.

Seems there’s something about prog rock and time travel at the minute. On their new album, you’ll find fellow Inside Out label mates Spock’s Beard singing about Bennett Lamb building a time machine and travelling back to the dawn of civilization…or 1983 as we know it. Now we find Riverside adding the time machine/travel notion into their new album.

Lyrically, there’s a loose thread running through the songs, carrying a message about the impact of making life changing decisions; transformations which on the one hand are exciting and liberating yet on the other, carry the fear of the journey into the unknown. A far cry from Dr Who and Back To The Future, more philosophical and thought provoking and if you’re going to have some sort of theme, why not go for it big style. ‘Love, Fear And The Time Machine’ also continues the playful little idea with this, the sixth album, having six words in the title (the first three had three word titles, while the fourth and fifth followed suit with, you’ve guessed it, four and five word titles).

Having cleared up all the necessary details, how’s the music? By contrast to earlier Riverside it’s arguably verging on mellow and many will feel all the better for it. Also by reining in the length and essentially softening the vocals to a level it makes you wonder why you’d want to hear anything which involves dark screaming . There’s also what sounds like quite a contemporary mix and production – not as metallic as the nu-prog of Leprous and not as old school as Spocks, but more, well relaxed and comfortable in its own skin. Everything seems expansive, open and light – the brightness and space and the calm vibe – maybe in their dabblings into a fresh approach they’ve stumbled upon their niche.

For those who consider album sequencing an art form, this one’s a perfect example of the one that starts with an absolute belter, a real bobby dazzling peach of a track. ‘Lost (Why Should I Be Frightened By A Hat?)’ – a brilliant enough title if ever there were one – has all the hallmarks of a classic album/gig opening song. Building deliberately and atmospherically before the drums kick in combo with a killer guitar phrase and for an added thrill to see how it translates into live performance, check out the uplifting set opening version at the end of the review. Michal Lapaj’s organ, simple yet effective and not for the last time on the album – see ‘Caterpillar And The Barbed Wire’ and the lower key ‘Afloat’ where it’s most effective in setting up the anticipation and mood. Even where the music takes a journey along a slightly more heavy path like it does at times during ‘Under The Pillow’ and ‘Discard Your Fear’ it appears much more subtly rather than a jarring invasion.

Mariusz Duda’s vocals on the album are a revelation. He’s talked about “an optimism and willingness to change for the better” in their attempt to leave behind the expected template set in the seventies and eighties and both musically and vocally Riverside have carried that optimism off to a tee. Some fans may bemoan the fact that nothing on the album which hits double figures in terms of track length yet they show that seven and eight minutes are long enough to make the point. Not so much a case of less is more or clockwatching, but when they go longer on ‘Saturate Me’ and ‘Toward The Blue Horizon’, the latter reminiscent of the direction taken by the more prog orientated Opeth, they show that they can effectively combine the light and the shade without it being too contrasting or grating – more a gentle blurring of the two extremes. It’s also the pick of the two longer pieces although both impress with some nice instrumental sections.

Bringing things to a end is ‘Found (The Unexpected Flaw Of Searching)’ closing off an hours journey through the lost and found circle, delivering ‘Love, Fear And The Time Machine’ as the album that the fans have asked for. But be careful what you wish for. There’s no display of pretentious instrumental virtuosity but a real band energy all combining to show that listening to the fans while at the same time sticking to your own vision is a lethal combo. An unmitigated success and an album which must see Riverside becoming one of Inside Out’s flagship bands. --- Michael Ainscoe, louderthanwar.com

download (mp3 @320 kbs):

uploaded yandex 4shared mega mediafire zalivalka cloudmailru oboom uplea

 

back

]]>
administration@theblues-thatjazz.com (bluelover) Riverside Fri, 02 Oct 2015 15:45:50 +0000
Riverside - Rapid Eye Movement (2007) http://theblues-thatjazz.com/pl/polska/2889-riverside/20708-riverside-rapid-eye-movement-2007.html http://theblues-thatjazz.com/pl/polska/2889-riverside/20708-riverside-rapid-eye-movement-2007.html Riverside - Rapid Eye Movement (2007)

Image could not be displayed. Check browser for compatibility.

CD 1
Part One - Fearless
01. Beyond The Eyelids - 07:53
02. Rainbow Box - 03:36
03. 02 Panic Room - 05:28
04. Schizophrenic Prayer - 04:20
05. Parasomnia - 08:09

Part Two - Fearland
06. Through The Other Side - 04:05
07. Embryonic - 04:09
08. Cybernetic Pillow - 04:45
09. Ultimate Trip - 13:12

CD 2
01. Behind The Eyelids - 06:18
02. Lucid Dream IV - 04:33
03. 02 Panic Room (Remix) - 03:24
04. Back To The River - 06:29
05. Rapid Eye Movement - 12:40

Mariusz Duda - acoustic guitar, bass guitar, vocal;
Piotr Grudziński - guitar;
Piotr Kozieradzki - drums;
Michał Łapaj - keyboards
+
Artur Szolc - percussion (CD 1 - 04)

Nigdy nie miałam przekonania do koncept albumów. Kojarzyły mi się z patosem, nadmuchaniem, wydumaniem i przerostem formy nad treścią... Chyba zmienię zdanie. Bęc. Dostaliśmy koncept i to w trzech częściach. Bęc. Od debiutanta. Bęc. Z Polski. Bęc. Co się dzieje? Bęc. Wpadłam.

Temat bliski chyba każdemu z nas. Poszukiwanie w sobie tego, co uchroniłoby nas przed samotnością. O błądzeniu i trudnych relacjach z samym sobą. "Reality Dream Trilogy". Składająca się z "Out of Myself", "Second Life Syndrome" i "Rapid Eye Movement".. Skupmy się na części trzeciej i ostatniej.

Kontynuują to, co zamierzyli. Są skomplikowane, długie, rozbudowane kompozycje; są pędzące na złamanie karku gitary; są przejścia rytmiczne, a więc jest tez odpowiednia dynamika; są klawisze wieńczące dzieło i są oryginalne, melodie.

Płyta jest podzielona na dwie części, znane z "Volte Face" z numeru dwa, "Fearless" i "Fearland", odwołujące się do tego, co na zewnątrz i tego, co wewnątrz człowieka.

Wymarzony początek. "Beyond the Eyelids". Bardzo rasowy kawałek. Jednocześnie drapieżny i delikatny. Zespół po raz kolejny udowadnia, że można te dwie pozorne sprzeczności połączyć i - ba! - robi to znakomicie. I do tego świetna, bardzo nośna melodia; jedna z takich, które ja nazywam "powietrznymi". Faktura tak gęsta, że lody topnieją. I od tej pory słuchacz już wie, że wszystko wobec tego albumu tylko nie obojętność. Potem hipnotyczny "Rainbow Box" i znany z EP - ki "02 Panic Room"; stylowy kawałek doprawiony elektroniką w granicach rockowego smaku. Jego druga część, spokojna, wręcz wzruszająca, urzeka prostotą i peknem w czystej postaci. Pod numerem cztery orientalizujący przez swój zaśpiew "Schizophrenic Prayer". Podobne echa odnajdziemy później w kończących album "Cybernetic pillow" i "Ultimate Trip". Na tym konczy się część "Fearless" - mocna, hipnotyczna, metalowo - progresywna. Podział jest tu bardzo naturalny; nie czuć zgrzytu przy dość gwałtownej zmianie nastroju. "Fearland". Akustyczne, wyciszone, po prostu piękne "Through the Other Side" i "Embryonic" . Choć może i mało odkrywcze (Pozdrowienia dla Szanownego Kolegi, który twierdzi, że Riverside to ciepłe kluchy), ale pokazuje, że nawet akustyczna gitara pasuje doskonale do Riverside. I już na sam koniec, wspomniane "Cybernetic Pillow" i "Ultimate Trip". Szczególnie ten ostatni utwór można by wpisać Riverside na wizytówce jako to, co stanowi kwintesencję muzycznych poszukiwań zespołu. Długo, zmiennie i genialnie. Nie bójmy się tego słowa, proszę państwa. "Rapid eye Movement" ma niesamowity, choć wręcz schizofreniczny klimat. Mroczny, gęsty, połamany. Strzeżmy się swoich demonów.

Zespół wyszedł cało z tego ryzykownego zadania, jakim był tryptyk o strach i zmaganiu z samotnoscia. Choć równie dobrze przecież mogłoby im się nie powieść (niech żyje polska mentalność!) . Wracają z tarczą. I do tego świat stoi przed nimi otworem. Chylę czoła, panowie. ---Ewa Chowańska, rockmagazyn.pl

 

Of course, being a big fan of Riverside and Porcupine Tree, I was very exited about Riverside's latest album, Rapid Eye Movement. Did Riverside meet my high expectations? Not exactly. Is "Rapid Eye Movement" a very good and solid album? It surely is!

Then why won't I rate this album quite as high as its two predecessors? I rated "Out Of Myself" 5 stars, mainly because of the surprise factor. All out of nothing we saw this Polish Progressive Rock band emerging the Prog Rock scene. I also rated "Second Life Syndrome" 5 stars, because I simply found it a better album than Riverside's debut. It was more heavy-edged and therefore also a very welcome surprise. And what about "Rapid Eye Movement"? I think it has many wonderful tracks on it, but the surprise-factor is gone and it's also more polished than 'Second Life Syndrome". Therefore I will rate it 4 solid stars.

Now a bit more about the album itself. "Rapid Eye Movement" is the closing chapter of the "Reality Dream Trilogy" and I find it a worthy one. All tracks are "medium to good" and once again there's not a single bad track on this album. If you buy this album make sure you buy the 2 CD version. It comes in a digipak with once again the wonderful cover art by Travis Smith (seempieces).

The album disc once again consists out of 9 tracks. Those 9 tracks are subdivided in two parts, PART ONE: Fearless (the first 5 tracks) and PART TWO Fearland (the last 4 tracks).

DISC ONE - PART ONE: Fearless. The first two tracks, "Beyond Eyelids" and "Rainbow Box" are OK, but surely no highlights of the album. Track 3 it the very powerful track "02 Panic Room", which was already available earlier this year in the form of an EP. This track is very very good things even get better by the following track "Schizophrenic Prayer". WOW, I truly LOVE this song! Mariusz Duda's vocals are so powerful; especially the sighing part in this track is simply amazing! Track 5 "Parasomnia" is also a very good track, but can't quite meet up with the standards set by the two preceding tracks. Wonderful mid section by the subtle keys of Michal Lapaj.

DISC ONE - PART TWO: Fearland. Track 6, "Trough the Other Side" is a very subtle short track followed by "Embryonic". "Embryonic" is also quite short, but it has a very strong melody and wonderful guitar play by Piotr Grudzinski. It is another small highlight of this album. Track 8 "Cybernetic Pillow" is quite OK, but we find the true masterpiece of this album in track # 9 "Ultimate Trip". This track is exactly that!

DISC TWO: This bonus disc is almost an exact copy of the "02 Panic Room EP". Almost, because the EP did not have Track one "Behind the Eyelids" on it. First I though it was an exact copy of the 1st track of the 1st disc, but you have to read carefully! It says Behind NOT beyond. I actually prefer this track! Track 2, 3 and 4 also can be found on the "02 Panic Room EP". Once more I'd like to mention that track 4 "Back to the River" is a very fine track with the small Pink Floyd tribute (Shine On You Crazy Diamond) in it. Track 5 "Rapid Eye Movement" is a new track and I find it somewhat strange that the title track of the album is placed on the bonus disc. "Rapid Eye Movement" is a 12+ minute instrumental track in the vein of the late Pink Floyd and of Porcupine Tree's - The Sky Moves Sideways album. Great! --- evenless, progarchives.com

download (mp3 @320 kbs):

yandex 4shared mega mediafire cloudmailru uplea

back

]]>
administration@theblues-thatjazz.com (bluelover) Riverside Wed, 23 Nov 2016 14:30:41 +0000
Riverside - Reality Dream (2008) http://theblues-thatjazz.com/pl/polska/2889-riverside/19049-riverside-reality-dream-2008.html http://theblues-thatjazz.com/pl/polska/2889-riverside/19049-riverside-reality-dream-2008.html Riverside - Reality Dream (2008)

Image could not be displayed. Check browser for compatibility.

Disc 1:
1. The Same River (11:31)
2. Out of Myself (3:39)
3. Volte-Face (8:47)
4. Rainbow Box (3:35)
5. 02 Panic Room (4:09)
6. I Turned You Down (5:04)
7. Reality Dream III (4:47)
8. The Curtain Falls (9:38)

Disc 2:
1. Parasomnia (7:45)
2. Second Life Syndrome (16:12)
3. Back To The River (6:15)
4. Conceiving You (3:39)
5. Before (6:08)
6. Ultimate Trip (13:46)

Total Time 105:05

- Mariusz Duda - vocals, bass, acoustic guitar
- Piotr Grudzinski - guitars
- Michal Lapaj - keyboards
- Piotr Kozieradzki – drums

 

Działo się to pod koniec listopada. Pamiętam dobrze ten wieczór. Zimno, szaro i ponuro i do tego informacja, która zmierziła mi włosy: biletów brak! Wcześniejszy telefon do klubu rozwiał wszelkie nadzieję. Koncert Riverside w Progresji został do cna wyprzedany. Nie chciało się wcześniej kupić biletu, to teraz się ma...albo nie ma właśnie. Pomyślałem, że i tak warto pojechać, bo nawet jeśli nie uda się od kogoś biletu odkupić, to przynajmniej stanę się posiadaczem limitowanego “Reality Dream”. Tak na osłodę. Przed klubem czułem się trochę jak konik. Czyli postać często widywana pod różnej maści imprezami w poprzednim “jedynie słusznym” systemie politycznym. Tyle, że oni sprzedawali, a ja chciałem kupić. Chodziłem, pytałem - bilecików przypadkiem odsprzedać nie macie? Na szczęście byli tacy, co powiedzieli - a i owszem coś się znajdzie! Po jakiejś godzinie niepewności udało się wejść na koncert, a ja dodatkowo zakupiłem “Reality Dream” nr 0074.

Tyle tego przydługiego wstępu przybliżającego okoliczności, w jakich stałem się posiadaczem tego wyjątkowego wydawnictwa. Wyjątkowego chociażby z tego powodu, że jest to pierwszy koncertowy album najjaśniej chyba w tej chwili świecącej gwiazdy na naszym progresywnym niebie. Ciekawe, kiedy na płytach warszawskiego kwartetu pojawi się znak “Teraz Polska”. Wiem, muzyki , którą tworzy Riverside nie powinno się już rozpatrywać tylko przez pryzmat naszego rynku. To klasa światowa. Czy udowadniają to na tym dwu płytowym koncertowym wydawnictwie? Chyba tak, choć jak wiemy opinie będą podzielone. Jako, że recenzja to rzecz subiektywna to w tym tekście postaram się zawrzeć tylko moje wrażenia po obcowaniu z tym albumem. Gdy płytka trafiła do mojego odtwarzacza tuż po wspomnianym wcześniej warszawskim koncercie, byłem zachwycony. To było wspomnienie tego wyjątkowego wieczoru. Wspaniale odegrany na żywo materiał i dźwięki, którym ja uwierzyłem od razu. Brzmienie tej koncertówki jest na tyle czyste i przestrzenne, że swobodnie może posłużyć jako kompendium wiedzy o zespole i zestaw hitów, dla tych którzy nie słyszeli jeszcze tego zespołu. Są tacy? Śmiem wątpić, ale jeśli tak to polecam. Łódzki koncert nagrywany w studiu Toya, którego zapis znajduję się na tych dwóch srebrnych krążkach jest przykładem tego, z czego Riverside słynie. Profesjonalizm pełną gębą. Jeśli zdarzają sie podczas tych niespełna dwóch godzin jakieś pomyłki to tylko działa na korzyść tego wydawnictwa. Muzycy skupieni na grze nie popisują się zbytnio. Ale taki jest właśnie Riverside na żywo. Mariusz Duda jest oszczędny w słowach, koncentruję się na grze i śpiewie, a trzeba powiedzieć, że wokalista znajduję się ostatnio w wyśmienitej formie. Bez zbędnego gadania, jak w dobrej rozgłośni radiowej przelatują najlepsze kompozycje warszawiaków, jedna po drugiej, płynnie z polotem i gracją. Od czasu do czasu pojawia się krótka zapowiedź utworu i tyle. Przecież wiadomo, że nikt nie przychodzi na koncert by słuchać gadania, dowcipów i pseudo intelektualnych wynurzeń. Muzyka, którą serwują nam panowie na “Reality Dream” tak jak na albumach studyjnych trzyma za serce, czasami potrafi zdołować. Jeśli ktoś ma jakieś życiowe problemy powinien zastanowić się czy słuchać tej płyty, bo humoru mu pewnie nie poprawi. Choć to koncertówka, to emocje wyzwala pełne, a wszyscy wiedzą, że i muzycznie i tekstowo, warszawski kwartet nigdy skowronkami i rzycią maryni się nie zajmował. Album z pewnością do zadumy i refleksji. Gdy słucham tych płyt to widzę jak Piotr Grudziński serwuje nam te wszystkie trochę oszczędne w nuty, gilmourowskie solówki. Widzę także, jak lekko schowany (co do rzeczy łatwych nie należy) Piotr Kozieradzki wybija precyzyjnie swoje wcale nie proste partie perkusji. Doskonale słyszalne na tym wydawnictwie są też partie klawiszy Michała Łapaja. Warto wspomnieć kilka słów o Łódzkiej publiczności, która wprawdzie słyszalna jest tu i ówdzie, ale dość ostrożnie łodzianie się zachowywali tamtego wieczoru. Mariusz Duda dał pośpiewać fanom w “Conceiving You” i to jedyny mocniejszy udział publiczności, jaki słyszymy na płytach. Nie jest to specjalnie wielka wada, bo na Riverside się nie szaleje jak na hardcore’owych gigach. Nie drze się także w niebogłosy jak przy „Fear of the Dark” na Ironach. Po prostu lepiej się słucha niż śpiewa. Czy czegoś mi zabrakło? Chyba tylko tego klasycznego na warszawskich koncertach zejścia ze sceny, pojedynczo zostawiając na deser Michała Łapaja i jego klawiszowe tło. Myślałem, że robią to wszędzie, ale jak się okazało, nie. Gdy oglądałem transmitowany na żywo niedawno przez stronę fabchannel koncert z Amsterdamu też nie zakończyli koncertu w ten trzeba przyznać pomysłowy sposób.

Na koniec gwoli ścisłości napiszę jeszcze o oprawie albumu. Za grafikę na okładce odpowiedzialny jest oczywiście Travis Smith, a płyty opakowane są w modny bardzo ostatnio format mini vinyl replica. Szczerze mówiąc nie przepadam, za tą formą opakowania, bo jak o żadną inną trzeba dbać i uważać, aby płyty się nie rysowały, ale z tego, co wiem miłośników tego typu wydań jest wielu. Fani Riverside, którzy chcieli mieć ten album, ale się zgapili i na koncerty nie przyszli, mogą pluć sobie w brodę. W tej chwili “Reality Dream” osiąga na aukcjach internetowych kosmiczne ceny. Przebicie jest tak wielkie, że graniczy z obłędem. A mówił mi kolega na koncercie, że strasznie droga ta płyta. A ja mu na to teraz mogę odpowiedzieć jedno - Mądry Polak po szkodzie! Prawdopodobnie, gdy czytacie ten tekst na rynku powinna być też dostępna edycja vinylowa, a niebawem także coś dla miłośników obrazu. ---Tomek `sircula` Sikorski,artrock.pl

 

Reality Dream is a live album by progressive rock-metal band Riverside. Its two discs contain live performances of tracks from the Reality Dream Trilogy, which includes Rapid Eye Movement, Out of Myself and Second Life Syndrome. All the lyrics were written by bassist-vocalist Mariusz Duda.

Many years ago my good friend Artur Chachlowski was over in the UK and he handed me the debut album by a new Polish band and he told me that they were going to be huge. Now, I have been lucky enough to hear a lot of Polish prog over the years (SBB and Collage being particular favourites) so I knew that this was high praise and paid some serious attention to the music and agreed totally with the sentiment. This double live CD from 2008 brings together songs from the first three albums, and the four guys really know how to kick up a storm on stage. Mariusz Duda (vocals, bass guitar, acoustic guitar), Piotr Grudziński (guitars) and Piotr Kozieradzki (drums) had been there since the beginning and Michał Łapaj (keys) had been there since the second album so there is no surprise that they could bounce off each other.

There has been quite a lot of debate regarding the songs chosen for this recording, but if this is how they were touring at the time what's the issue? Comment must be made on the production which is stunning for a live recording, with a crispness and clarity often missing. Mariusz's vocals are spot on with plenty of emotion and edge when required, and his basswork is very Squire-like at times with a real punch. An early Seventies feel is provided by Michał when he uses the Hammond, but for large parts of the concert he is happy to provide a support role while Piotr K nails it from the back. It is Piotr G who really makes this for me, with some superb guitarwork which can be straight ahead rock when required, or at times a mixture of Gary Chandler and David Gilmour. I had to smile when I heard the strains of "Shine On" during "Back To The River" as I had already been thinking just how Floyd-like they were at times, and it fitted in perfectly.

They are just so good at what they do, that one often forgets that this is a live album which is both a strength and a weakness. They may not vary too much from the album versions, but as an introduction to the first three albums one can't really ask for more. ---Kev Rowland, cabezademoog.blogspot.com

download (mp3 @320 kbs):

oboom yandex 4shared mega mediafire zalivalka cloudmailru uplea

 

back

]]>
administration@theblues-thatjazz.com (bluelover) Riverside Sun, 10 Jan 2016 16:50:01 +0000
Riverside – Anno Domini High Definitiona (2009) http://theblues-thatjazz.com/pl/polska/2889-riverside/10603-riverside-anno-domini-high-definitiona-2009.html http://theblues-thatjazz.com/pl/polska/2889-riverside/10603-riverside-anno-domini-high-definitiona-2009.html Riverside – Anno Domini High Definitiona (2009)

Image could not be displayed. Check browser for compatibility.


1. Hyperactive (5:45)
2. Driven To Destruction (7:06)			play
3. Egoist Hedonist (8:56)
4. Left Out (10:59)
5. Hybrid Times (11:53)

Musicians:
Mariusz Duda - vocals, bass guitar, acoustic guitar;
Piotr Grudzinski - guitar;
Michal Lapaj - keyboards;
Piotr Kozieradzki – drums

 

Warsaw's Riverside released three previous studio albums, all of which reflected their influences deeply, while quietly forging an identity all their own. Their deep love of heavy metal and prog rock was shared by some other Polish bands that created the "progski" scene in their home country, formed in the early part of the aughts. Influenced equally by Dream Theater, Porcupine Tree, and Tool, their reputation at home and across Europe quietly spread and was enhanced by a devastating live show that combined stellar musicianship and metal dynamics. Riverside is Mariusz Duda, lead vocals, bass guitar, acoustic guitar; Piotr Grudzinski, guitars; Piotr Kozieradzki, drums; and Michal Lapaj, keyboards, backing vocals, and on Anno Domini High Definition (interestingly, the first initials in the title form the acronym ADHD), they have come into their own and stand apart not only from their own early influences, but from virtually every single other band on the prog metal scene.

The album contains five tracks, all linked thematically -- though this is not a concept album -- about the speed of modern culture and the cost born not only by the individual but by the community as well. Its centerpiece is a three-part suite entitled "Egoist Hedonist." While earlier recordings have been paced and balanced evenly between harder songs and ballads, ADHD, while it has melodic moments, is mostly comprised of songs with an intensely high energy. Keyboards and big guitars are out front with a devastatingly intricate yet wonderfully time sensitive rhythm section. Duda's vocals are melodic, clear, and foreboding. He reflects the disintegration of the personality of the individual that is at the heart of the record and in all of its songs, with soul, character, and excellent control. Check the fourth track, "Left Out." It begins as a shimmering ballad with beautiful guitar work by Grudzinski as Duda's excellent lyrics introduce the song's protagonist. At the two-minute mark the power kicks in and the sense of disintegration, alienation, and anger just below the surface all make themselves clear. But there is no chaos. It's all ordered and carefully orchestrated, making the music as complex as a human personality. The blasting riffs at the beginning of "Egoist Hedonist" are answered by enormous organs all before the vocals kick in and the track shifts and morphs throughout its three parts, becoming alternately a straight-up metal riff ride, a horn-driven funky sprint, and a prog rock ballad. Ultimately, ADHD has to be taken as an album to be fully appreciated. At just under 45 minutes, it's an easy listen all the way through, especially with all the musical and atmospheric surprises in its rich textural palette. ADHD reveals exactly why Riverside is a band that all tech- and prog-metal fans should take very seriously. ---Thom Jurek, allmusic.com

 

Po nagraniu trzech koncept albumów, będących jedna spójną całością, zespół Riverside stanął przed nie lada wyzwaniem. Musiał udowodnić swoim fanom oraz krytykom muzycznym, że nie jest grupą uwięzioną w tematycznej rutynie trylogii "Reality Dream", że potrafi stworzyć coś niekoniecznie będącego zalążkiem następnej serii koncept albumów. Zapomina się jednak, że zespół raz już tego wyczynu dokonał, wydając minialbum "Voices In My Head", odbiegający muzycznie i tekstowo od formy zaproponowanej na owych trzech długogrających dziełach. Było to jednak dokonanie składające się tylko z kilku skromnych, aczkolwiek pełnych treści ballad (poza tym na albumie znalazły się nagrania koncertowe, jednak były to utwory znane z pierwszej płyty Riverside). Teraz grupa postanowiła pójść na całego, uwalniając się z sieci melancholii i jednej idei, przyświecających swoim dotychczasowym dokonaniom. Dał się porwać duchowi długich, progresywnych form muzycznych, które tworzył już wcześniej, jednak dopiero teraz mógł im się bez ograniczeń poświęcić.

Oprócz zmiany dotychczasowych muzycznych proporcji (średnia długość utworu na to prawie 9 minut), formacja zmieniła swoje dotychczasowe brzmienie. Bębny Piotra Kozieradzkiego są zdecydowanie bardziej wyraziste, bas Mariusza Dudy jest pełny, mięsisty i energetyzujący, Michał Łapaj prezentuje rozmaite barwy swoich klawiszy, zmieniające się jak w kalejdoskopie (zwłaszcza w utworze "Egoist Hedonist"), z których najciekawsze wydają się być te imitujące brzmienie harfy. Największa jednak ewolucję przeszedł Piotr Grudziński, gitarzysta zespołu. Jego gra jest pełna energii oraz luzu, zawierająca większą niż dotychczas dawkę wirtuozerii, a klarowne brzmienie jego instrumentu dodatkowo podkreśla umiejętności muzyka. Jego partie są niewątpliwie ozdobą całego albumu oraz motorem napędowym dawki pozytywnego czadu serwowanego przez grupę.

Co do czadu - zespół imponuje mnogością form muzycznego wyrazu (chociażby przez wykorzystanie sekcji dętej), nasyceniem pojedynczych utworów licznymi zmianami tempa oraz wyczuwalną na kilometr radością grania. Tylko momentami muzycy zwalniają swój porywający wybuch ekspresji - wolniejszy nieco utwór "Left Out" jest nawiązaniem do wcześniejszych dokonań grupy (chociażby przez wykorzystanie motywu pozytywki oraz przeciągane i dostojne partie gitary). Duża dawka szybkiego tempa nie byłyby czymś nowym dla grupy, gdyby nie brak typowo singlowych, krótszych przerywników muzycznych, z balladami przy akompaniamencie gitar akustycznych na czele. Brak tego elementu, będącego w przeszłości niewątpliwym atutem oraz wizytówką zespołu, daje się, mimo pasji grania, odczuć. Niedosyt ten jednak nie burzy w sposób drastyczny pasjonującego obrazu namalowanego pięknymi, różnorodnymi, muzycznymi barwami.

Swoboda grania i korzystanie z dynamicznych form muzycznej ekspresji to niewątpliwie zarówno zaleta nowej płyty grupy Riverside, jak i odsłona kolejnej muzycznej twarzy zespołu. Nie pozostaje nic innego, jak trzymanie kciuków za to, by w poszukiwaniu innych dźwiękowych dróg panowie zostali wierni swojemu stylowi, by dalej nagrywali muzykę na bardzo wysokim, wyznaczonym na pierwszej płycie, poziomie. --- rockmetal.pl

download (mp3 @320 kbs):

oboom yandex 4shared mega mediafire zalivalka cloudmailru uplea

 

back

]]>
administration@theblues-thatjazz.com (bluelover) Riverside Sun, 23 Oct 2011 12:26:33 +0000
Riverside – Out Of Myself (2003) http://theblues-thatjazz.com/pl/polska/2889-riverside/10569-riverside-out-of-my-head-2003.html http://theblues-thatjazz.com/pl/polska/2889-riverside/10569-riverside-out-of-my-head-2003.html Riverside – Out Of Myself (2003)

Image could not be displayed. Check browser for compatibility.


01. The Same River
02. Out Of Myself						play
03. I Believe							play
04. Reality Dream
05. Loose Heart
06. Reality Dream II (instrumentalny)
07. In Two Minds   
08. The Curtain Falls
09. OK

Personnel:
Mariusz Duda - vocals, bass, acoustic guitar
Piotr Grudziński - guitars
Piotr Kozieradzki - drums
Jacek Melnicki - keyboards

 

Riverside is a progressive rock band from Warsaw, Poland. It was founded in 2001 by friends Mariusz Duda, Piotr Grudziński, Piotr Kozieradzki and Jacek Melnicki, who shared a love for progressive rock and heavy metal. Riverside can be described as a stylistic blend of atmospheric rock and metal elements, resulting in a sound similar to that of Pink Floyd, Porcupine Tree, The Mars Volta, Opeth, Dream Theater, and Tool, while still maintaining an identity of their own.

In October 2002, about a year after their formation, the band performed a pair of shows in Warsaw. After the distribution of 500 copies of their demo, the band performed at a small club in Warsaw once again in early 2003. As the band continued to write more material for a full length release, there grew a dissonance between keyboardist Jacek and the other members of Riverside. Jacek wished to continue with his studio pursuits so, during the latter part of 2003, he split from the group.

The rest of the band was left to mix their first album, which was to be entitled Out of Myself. It was released in Poland in late 2003. The success of the album in Poland and the live shows that the band performed led to a release of the album on American record label Laser's Edge in September 2004, this time with cover art from Travis Smith, painter for bands such as Opeth, Anathema, and Devin Townsend. The album Out of Myself has won best debut in many magazines and websites such as Metal Hammer and Belgium Prog-Nose.

 

Out Of Myself jest płytą dość eklektyczną, łączącą elementy progmetalu z wpływami Pink Floyd, Anathemy czy Porcupine Tree. Na pewno można już jednak było mówić o stylu Riverside, na który składała się ostrzejsza niż u innych progrockowych kapel perkusja, przeciągłe gitarowe partie Grudzińskiego i oryginalny wokal Dudy – lubującego się we wzbogacaniu warstwy rytmicznej utworów szeptami i przydechami. Pisane przez wokalistę teksty tworzyły historię wychodzenia z życiowego kryzysu człowieka, którego przerosły trudności dnia codziennego i walka z narkotykowym nałogiem. Niedługo potem zespół wydał Out Of Myself w USA, nakładem Laser's Edge. Reakcje na debiut Riverside, zarówno w Polsce, jak i za granicą, były wręcz entuzjastyczne. --- progrock.org.pl

download (mp3 @320 kbs):

oboom yandex 4shared mega mediafire zalivalka cloudmailru uplea

 

back

]]>
administration@theblues-thatjazz.com (bluelover) Riverside Thu, 20 Oct 2011 08:55:23 +0000
Riverside – Second Life Syndrom (2005) http://theblues-thatjazz.com/pl/polska/2889-riverside/10591-riverside-second-life-syndrom-2005.html http://theblues-thatjazz.com/pl/polska/2889-riverside/10591-riverside-second-life-syndrom-2005.html Riverside – Second Life Syndrom (2005)

Image could not be displayed. Check browser for compatibility.


1. After 3:31
2. Volte-Face 8:40
3. Conceiving You 3:39					play
4. Second Life Syndrome 15:40
5. Artificial Smile 5:27
6. I Turned You Down 4:34
7. Reality Dream III 5:01				play
8. Dance With The Shadow 11:38
9. Before 5:23

Riverside:
Duda, Mariusz - bass guitar, vocal;  
Grudziński, Piotr - guitar;  
Kozieradzki, Piotr - drums;  
Łapaj, Michał - keyboards  

 

First of all, this has got to be one of my favourite releases of 2005. Maybe even my favourite of the year so far! When I heard the news about the band recording new material I was really curious about whether it was equally good as the songs on their debut album. So when it was released a couple of weeks ago I could not wait any longer and bought it the instant it was available.

Well, did it live up to the expectations created by the former "Out of myself" album? Let me put it this way: I don't know why I was even worried about them not being able to impress me another time in the first place; from the second I listened to this album I noticed I was listening to yet another talented album by a very talented band.

Sure, you can compare the music on this disc to other bands in the genre (Porcupine Tree, Pain of Salvation and Anathema come to mind as the most typical influences), but what is most remarkable is that emotions are expressed through the mood of the music and the way the lyrics are sung. This album has it all: fear, sorrow, rage. Those three words might well sum up the ideal vibe on this album. This is not your typical progressive metal album, it is more "symphonic." Symphonic in a way that it grows on you with each listening and that there are so many different sections that fluently collide. Furthermore, the music is not foremost technically. There are quite complex parts sometimes, but it is not made to show of the musicians' skills, but to create a certain atmosphere, which works very well; it helps to understand the music better.

What amazed me most about this album is that the overall mood is darker than on the previous "Out of myself" album. It all starts of with some muted whispered vocals before haunting percussion takes over together with some dreamy vocals. But not only here, it is in almost every song that the overall vibe is dark and haunting! This does not mean that every song is depressing, not at all, I really like this ambience, as mentioned earlier on, it really helps the songs to reach a higher level!

If compared to the "Out of myself" album, one might say that this album is more on the heavy side, but this metal approach fits perfectly for the songs. But if that might scare you of a little, don't worry, despite the more heavy approach the music still features what Riverside is so adored for: nice guitar solos, beautiful keyboard layers, well played bass guitar (Mixed in a way that you can hear it as a solo instrument, instead of a part of the rhythmic section. Quite remarkable!), drum patterns that might not get your attention at first, but when you keep an ear open for it you can notice what a talented drummer this band has and last but certainly not the least: highly emotional, sometimes a bit raw, vocals.

To conclude this one can only tell that this album is an experience, an experience that you have to discover for yourself. --- Tristan Mulders, progarchives.com

 

2 lata od wydania "Out Of Myself" warszawski Riverside zaspokoił wyostrzony apetyt fanów. Wydając wpierw epkę "Conceiving You" po czym miesiąc później serwując pełniejsze wydanie pod postacią "Second Life Syndrome".

Jest mocno, jest ostro. Walec muzyczny pod kierownictwem Piotra Kozieradzkiego rozjechał wszelkie wątpliwości, umiejscawiając twórczość Riverside na peletonie światowych produkcji ambitnego rocka. SLS do porządna merytorycznie produkcja, bez słabych momentów. Mroczna stylistyka, znacznie ostrzejsza niż w przypadku "Out of Myself". Część utworów prezentowanych na tym albumie mieliśmy okazję poznać podczas tras zespołu, w niektórych miejscach aż czterokrotnie. Nic dziwnego, że komentarze po ukazaniu się SLS nie napawały optymizmem. Z czystym sumieniem jednak mogę zapewnić, że ten album jest właściwą sobie wspaniałą produkcją. Eletryczny "Volte-face" po intro "After" to już jest małe trzęsienie ziemi, dalej jest już błogi mariaż ostrego prog-metalowego brzmienia z delikatnością artrocka. Riverside posmakowało toolowskiego klimatu muzycznego, ale dają człowiekowi odpocząć, spowalniając rytm i tą muzyczną maszynkę do wbijania drzazg zamieniając w delikatny kojący masaż mózgu. "Conceiving You" to właściwie utrzymany w delikatności debiutu przebój, słusznie do tego celu wybrany i mocno promowany w stacjach radiowych. Tylko jest jedno ale - nazbyt chwyta i zniewala aby mógł być puszczany w stacjach komercyjnych, dlatego pewnie go tam nie usłyszymy. Tytułowa suita to już majsterszczyk.

Bity kwadrans muzyki rozpoczynający się w temacie "Shine on you crazy diamond" z łudząco floydowską gitarą i klawiszami. Dalej jest po prostu słodko. Mocny riff, przeplatany pływającymi solówkami i progresywnym charakterkiem całej kompozycji w najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu. Mocne zmiany rytmów, klawiszowe plamy, pełno solówek, dobra gra basu czyli to co tygrysy lubią najbardziej. Milutko brzmi marillionowski "I Turned You Down" coś jak z M z okresu "This Strange Engine". "Reality Dream III" godny jest nazwania kontynuatorem serii, jednakz kawałka na kawałek coraz ciekawiej. Przepięknie wsadzone solo klawiszowe pośród plamy i riff w mocno melodyjnym pojedynku z gitarą mniam :P Ale to już znamy, grali to do bólu na koncertach i brzmiało tak tam jak i tu świetnie. Specjalnie pominę drugą najdłuższą kompozycję (zacna ale ciii) i zakończmy wszystko podsumowaniem "Before". Spokojne, choć mroczne. Naprawdę dobry moment na zakończenie albumu. Najpierw pianino elektryczne z basem, lekkie wejście głosowe zakończone delikatnie mówiąc eksplozją w stylu "Loose Heart".

I jak tu nie mówić że to pikna płytka? Chłopaki nagrali wyśmienitego CeDeka, o winylu nie słyszałem ale może ktoś tam myśli, Jest dokładnie taki jaki powinien być. Idealny. Prawie.

Nie słuchajcie za głośno, źle zmiksowany album, kiedy wchodzi gitara i bas to się zaczyna delikatnie mówiąc miazga – nieselektywna ściana dźwięku. Niedopatrzenie w studiu? Dla mnie to największy i najbardziej rażący błąd. Ten album raczej słuchać cicho, ale przy wyłączonym świetle. --- artrock.pl

download (mp3 @320 kbs):

oboom yandex 4shared mega mediafire zalivalka cloudmailru uplea

 

back

]]>
administration@theblues-thatjazz.com (bluelover) Riverside Sat, 22 Oct 2011 11:05:37 +0000