Polish Music The best music site on the web there is where you can read about and listen to blues, jazz, classical music and much more. This is your ultimate music resource. Tons of albums can be found within. http://www.theblues-thatjazz.com/en/polish/6162.html Sat, 20 Apr 2024 00:58:28 +0000 Joomla! 1.5 - Open Source Content Management en-gb Non Opus Dei - Diabel (2015) http://www.theblues-thatjazz.com/en/polish/6162-non-opus-dei/23497-non-opus-dei-diabel-2015.html http://www.theblues-thatjazz.com/en/polish/6162-non-opus-dei/23497-non-opus-dei-diabel-2015.html Non Opus Dei - Diabeł (2015)

Image could not be displayed. Check browser for compatibility.


1 	Milk Of Toads 	5:16
2 	In The Angles Of Her Sigil 	1:22
3 	Władca Ropuch 	5:02
4 	Gold-Finding Hen, Kiss-Finding Whore 	4:25
5 	The Other Side Of The Mushroom 	2:41
6 	Pustka Twoja We Mnie 	4:35
7 	Trickster – Shapeshifter 	4:39
8 	Plony 	2:25
9 	Oko Kruka, Głowa Anioła 	4:39
10 	The Tenfold Gift 	0:47

Bass – Góral 
Drums – Gonzo
Guitar – Horizon
Guitar, Vocals – Klimorh 

 

Dawno już nie słuchałem Non Opus Dei, jakoś nie było nam po drodze. Nie wiem tak naprawdę czemu tak się stało. Czasem po prostu pewne kapele nie wywołują tego czegoś, co mnie skłania do kupna kolejnych płyt.

Pozornie muza oscyluje w rejonach zarezerwowanych dla Furii, Morowego, jednak Non Opus Dei „robi ” to po swojemu. W tych powolnych, marszowych utworach wkrada się nostalgia akcentowana akustyczną gitarą, do tego skrzek w tle, słowem black, jaki cholernie lubię. W sam raz na wieczorne zasłuchiwanie się w smaczkach, niuansach.

Może to sztampowe i gówniarskie, ale uwielbiam liryki po polsku, które potem można sobie nucić w głowie. Dla mnie maja one dodatkowy walor, gdyż pozwalają mi jakoś „odczuć” poszczególne utwory.

Posłuchajcie sobie np. Władcy ropuch, to majstersztyk tej płyty. Rzeczony utwór powoli płynie, by wciągać, osaczać słuchacza. Zresztą cała płyta Diabeł to taki pozornie sennie materiał, gdzie poszczególne dźwięki są porządnie poukładane, a pierwsze wrażenie chaotyczności prędko ustępuje docenieniu dobrych aranży.

Gdy z kolei następujący po Władcy Ropuch, Gold-finding… nie ma już tej „polskości” i to właśnie jest dla mnie dosyć dużym minusem. Gdy teksty są polskie, całość nabiera innej tonacji. Ale to już taki mój hiper subiektywny aspekt oceny tej płyty.

Warto poświęcić czas i – kasę- na ten album. Cholernie długo się do „Diabła” nie mogłem przekonać. Ba, nadal mam dni, gdy po prostu mnie ona odrzuca, by innego z kolei wciągnąć na następujące po sobie sesje przesłuchania całego albumu Non Opus Dei.

Niewiele ta recka wyjaśnia? Ale właśnie taka jest ta płyta. Narzekałem na angielski wymiar liryków, ale nagle w tym piątym (The other side of the Mushroom) pod koniec pięknie wszystko przyspiesza i nagle całą melancholię agresja odsuwa na drugi, ba nawet trzeci, plan. To jest cholerna zaleta tej płyty, nie ma ona jednego wymiaru. Można jej nie polubić, może was drażnić, ale nie jest banalna. Pustka Twoja we mnie… no jak wspominałem powyżej, te polskie liryki, wykrzyczane wyraźnie wciągają mnie. Inna sprawa, że towarzyszy im świetna muza. o mniej agresywnym odcieniu.

No i na koniec parę zdań tytułem próby podsumowania „Diabła”. Nie ma co ukrywać, że ten rok obfitował w wiele dobrych, nawet bardzo dobrych albumów. Jeżeli lubicie nieco alternatywne podejście do materii black metalu, na pewno skłonicie się do zakupu tego albumu. Nawet jeśli na półce macie już 10 podobnie brzmiących płyt.

A właśnie brzmienie… czasami oczekiwałem, że brudniejsze, „smoliste”, dodałoby lepszego klimatu, posmaku tego polskiego piekiełka, z okresy legend, klech, ale nie! Za to doceniam Non Opus Dei, że nie poszli po najmniejszej linii oporu. Sterylność, a zarazem żywiołowość. Dobra, równa płyta. ---Tomasz, kvlt.pl

 

 

The Polish black metal scene rivals the French scene in shear absurdity, but while the French scene usually opts for their absurdity via controlled chaos or industrialized overtones, the Polish typically scene waves its unmentionables at convention. Bands like Furia, Mord’A’Stigmata, and Non Opus Dei have helped cement that now-definitive Polish black metal sound that is so distinct. Non Opus Dei, one of the front runners of the Polish black metal scene, have been warping minds with their own strange brew since forming in 1997.

Vocalist, guitarist Klimorh is the only remaining member from the original 1997 lineup, with the newest incarnation featuring Horizon and Isil from the experimental black metal band AEON and drummer extroidinaire Gonzo of the now on hold gothic metal band UnSun. The band’s seventh full length album, Diabeł, marks this lineup’s first full length album, although they did put together a well received split with Morowe in 2013. Released in September of 2015 through Witching Hour Productions, Diabeł continues the strange blend of genre bending black metal Non Opus Dei have been peddling for years. The album is thematically inspired by the Polish cult of the devil (Diabeł), focusing on the band’s home territory of Warmia.

Followers of Non Opus Dei’s earlier material will find themselves once again mesmerized by the wide swath of sounds utilized to reach something that still wholly resembles black metal. The album’s opener, “Milk of Toads”, shows just how unpredictable the band can be as they mix polyrhythmic riffing with twining minor key melodies and abrasive bursts of frenetic percussion and crushing chord progressions. The entire album weaves through a maze of influences, tempos and patterns, yet manages to remain cohesive and thoroughly blackened. If a black metal album could ever be described as whimsical, this is it. It’s not soft or flighty by any stretch of the imagination, as Diabeł plays through in a very calculated manner, it’s just that there are so many abstract, avant-garde ideas flowing throughout the songwriting that is not normally found in black metal. This is probably pushing the boundaries a little bit for black metal purists, but this is a damn fine album. The many layers take their time to unfold, requiring multiple listens to fully open, but it is well worth the effort. Non Opus Dei has crafted an album that is close to the creative peak of the Polish black metal scene thus far.---Shawn Miller, metal-observer.com

download (mp3 @320 kbs):

yandex mediafire uloz.to gett my-files.ru

 

back

]]>
administration@theblues-thatjazz.com (bluelover) Non Opus Dei Wed, 16 May 2018 15:10:17 +0000
Non Opus Dei - Eternal Circle (2010) http://www.theblues-thatjazz.com/en/polish/6162-non-opus-dei/26410-non-opus-dei-eternal-circle-2010.html http://www.theblues-thatjazz.com/en/polish/6162-non-opus-dei/26410-non-opus-dei-eternal-circle-2010.html Non Opus Dei - Eternal Circle (2010)

Image could not be displayed. Check browser for compatibility.


1 	Woda Dla Umarłych 	3:33
2 	The Prisioner Of The Worlds 	4:54
3 	Demon Nietzschego 	3:45
4 	Dark Nebula 	1:48
5 	Przystrojona Słońcem 	4:34
6 	Death Hussar Legions 	2:15
7 	Point Zero 	3:26
8 	Galaxy In Her 	4:15
9 	Until The Wheel Stops 	3:20

Bass – Roch
Drums – Gonzo
Guitar – Budda
Guitar, Vocals – Klimorh 

 

Yeah! To jest to! - jęknąłem po pierwszych sekundach "Eternal Circle". Paradoksalnie także dlatego, że tym razem w muzyce Non Opus Dei black metalu, z którym kojarzono ich od zawsze, jest jakby mniej. Stanowi tutaj raczej kurtynę, atmosferyczne tło, spoza których wyłania się zwymiotowane deathmetalowe mięcho, ale od początku.

"Nie Dzieło Boże" zwrócili moją uwagę dopiero po około 9 latach swojego istnienia, a więc płytą "The Quintessence", która mimo iż zakorzeniona była jeszcze mocno w "czarnym graniu", to jednak zaskakiwała niekonwencjonalnymi pomysłami, smaczkami brzmieniowymi oraz coraz śmielszym uciekaniem od schematów tak charakterystycznych dla tego typu muzy. W pewnym stopniu kontynuację, choć mniej pokręconą, zaserwowały chłopaki na płycie "Constant Flow". Mnie się podobało, odnotowałem jednak narzekania, pytania po co i dlaczego. Ja już teraz, po konsumpcji najnowszego "Wiecznego Koła", mówię jednak 666 razy "TAK" podobnym innowacjom.

Ponoć pierwsze wrażenie od razu rzutuje na odbiór całości. W tym przypadku zastanowiła mnie okładka i ponowne użycie motywu postaci z zataczającymi koła ostrzami w łapskach. Fakt, może to koresponduje z tytułem, ale od oprawy poprzedniej płyty odróżnia się jedynie estetyką wykonania. Co innego zawartość soniczna. Rozdzierający płacz dziecka w interludium stawia "mrówy" na plecach do pionu, a następujący po nim skomasowany atak "Wody Dla Umarłych" rzuca na plecy i wbija gwoździe w kończyny. To nie jest zabawa, muzyka rozrywkowa, to manifest, młot antybogów i psychiczny azbest w jednym. Wokal owszem skrzeczy oskrzelowo w najlepszej manierze pierwocin skandynawskiego black metalu, ale mieszadła gitar to już zdecydowanie krok w stronę przeciwną niż leśne wędzarnie producentów drakkarów. Gęste riffowanie, zmiany zagrywek, pejzażowe plamy w wolniejszych momentach skomasowano w jedynie półgodzinnym czasie trwania i potrzeba kilkukrotnego odsłuchy, by to wszystko wyłowić ze ściany bezlitosnego ataku. Zaryzykuję twierdzenie, że same kompozycje są blackmetalowymi wzorcami jedynie zacienione. Nawet jak coś wchodzi z początkiem - dajmy na to - na mardukową modłę ("Death Hussar Legions"), to w połowie zaczyna się kąśliwie łamać, czarować i w końcu mielić w stylu nawet Immolation ("Point Zero").

W tej chwili każdy pomyśli - no tak, kolejni epigoni Behemoth, blackened death metal itp. Nic z tych rzeczy. Non Opus Dei posiadają unikalną zdolność robienia muzyki eklektycznej w ramach totalnie ciasnych ekstremalnych zrębów. Przy tym stosują minimalne środki wyrazu. Do tworzenia niesamowitej aury zimnej bezwzględności i demoniczności angażują przede wszystkim tradycyjne instrumentarium. Nie potrzebują klawiszy, chóru parafialnego i ekipy szpitala z Leśnej Góry, by posłać w świat niekłamaną, charyzmatyczną "złą" nowinę i urzec ekstremalnym uduchowieniem. To w obecnych realiach rozbuchanych produkcji urzeka, a czasami może budzić podziw. Brzmienie krążka to żyleta i siekiera w jednym. Zarówno miażdży i łamie gnaty, jak i sprawia wrażenie maksymalnej selektywności. To niezmiernie ważna sprawa. Jak ktoś chwyta w łapska półgodzinny materiał, to raczej przygotowany jest na szybko podane wrażenia podstawowe i wytarcie po wszystkim prącia w firankę. Na "Eternal Circle" wydaje się być inaczej. Ciosy od razu powalają ze skutkiem śmiertelnym, dopiero później, po fakcie, ofiara zaczyna odkrywać, co tak naprawdę ją zabiło. Lubimy takie zabawki.

Dla Non Opus Dei nie mniej ważnym niż muzyka okazuje się także koncept liryczny. Nie będę się bawił w rozbieranie go na części pierwsze, bo przy takich dźwiękach, to panowie mogą sobie śpiewać nawet o właściwościach kulinarnych polichlorku winylu, których jak każdy wie po prostu nie ma. Ogólnie rzecz opiera się na koncepcji, jak tytuł wskazuje, tzw. kolistej interpretacji rzeczywistości, czasu itp. Od kolebki, aż po grób - repeat. Nie wiem, jak odczytywać to dosłownie, ale materiał kończy się także płaczem dziecka, więc kolejnymi narodzinami. Gdyby nie rodzaj muzyki tu uprawianej, pomyślałby, że to alegoria światełka w tunelu, a tak odbieram to jako niekończące się pojawianie czegoś niepokojącego.

Jeśli miałbym na opakowaniu do tej płyty przylepić jakiś fikuśny slogan - postawiłbym na stwierdzenie "prędkość Marduk i mroczna podniosłość Immolation w realiach death metalu plus coś jeszcze bliżej nieokreślonego". Ciekawym, co będzie dalej. ---Megakruk, rockmetal.pl

download (mp3 @320 kbs):

yandex mediafire ulozto gett bayfiles

 

back

]]>
administration@theblues-thatjazz.com (bluelover (Bogdan Marszałkowski)) Non Opus Dei Thu, 10 Sep 2020 14:55:01 +0000
Non Opus Dei - The Quintessence (2006) http://www.theblues-thatjazz.com/en/polish/6162-non-opus-dei/23462-non-opus-dei-the-quintessence-2006.html http://www.theblues-thatjazz.com/en/polish/6162-non-opus-dei/23462-non-opus-dei-the-quintessence-2006.html Non Opus Dei - The Quintessence (2006)

Image could not be displayed. Check browser for compatibility.


1 	21 XII 2004 	4:18
2 	Neither By Time Nor Space 	3:40
3 	Kolejny Obrót Koła 	3:33
4 	The Wordless Galactic Ceremony 	7:15
5 	Naga Matryca Życia I Śmierci 	2:54
6 	Oczy Tej Kobiety	3:29
7 	Energion: The Quintessence Of The New Spirituality 	4:38
8 	Gdy Imperium Upada... 	2:02
9 	Das Ist Krieg 	1:30
10 	A Beauty Made Of Steel 	2:55
11 	The Eternal Dance 	3:24
12 	To Stop The Everturning Wheel 	4:01
13 	Gdy Faun Poszedł Na Wojnę... 	2:55

Drums – Gonzo
Guitar – Klimorh, V2
Performer [The Forgotten Instruments] – Mark
Vocals – Klimorh 

 

Nigdy wcześniej nie miałem okazji zetknąć się z twórczością Non Opus Dei. Może po prostu nie zwracałem uwagi na artykuły na temat tego zespołu myśląc, ze to kolejna "blackowa młócka". W końcu nazwa zespołu "Nie Dzieło Boga" zobowiązuje do bluźnierstwa. Ale jak slogany promocyjne nowego albumu głoszą to "charakterystyczne brzmienie Non Opus Dei można zamknąć w następujących słowach: awangarda, diaboliczność, rytualność, magia, łamanie stereotypów i granic". O ile zawsze hasła pokroju "diaboliczność, magia itp." rodzą na mojej twarzy ironiczny uśmiech, o tyle chciałem zobaczyć ile tej "niezwykłości" w Non Opus Dei jest.

Po kilkukrotnym przesłuchaniu tego albumu muszę się poddać, gdyż faktycznie Non Opus Dei jest zespołem nietuzinkowym. Pomimo tego, że zespół gra black metal, to muszę przyznać, że jedynym moim skojarzeniem był Marduk z okresu "Panzer Division" - ale tylko w bardziej ekstremalnych momentach. Nie odważyłbym się nazwać twórczości Non Opus Dei awangardą, gdyż "The Quintessence" nie zawiera tak odważnej muzyki jak tworzą chociażby Unexpect, Arcturus czy Ulver, ale już sam fakt, ze zespół potrafił znaleźć swoją niszę w wydawałoby się wyeksploatowanym gatunku jakim jest black metal, może świadczyć o ogromnym potencjale zespołu. Nie posunąłbym się także do stwierdzenia jakoby zespół łamał stereotypy i granice, ale niewątpliwie jego muzyka wychodzi daleko poza schemat. Na uwagę zasługuje choćby bardzo trip-hopowe wykorzystanie instrumentów klawiszowych, zastosowanie wielu egzotycznych i starodawnych instrumentów, które świetnie wpasowują się w utwory. Ciekawym zabiegiem jest także fakt, że teksty utworów są pisane w języku polskim, angielskim i niemieckim, co w żaden sposób nie wypacza zawartości krążka. Momentami idzie nawet zrozumieć co wokalista skrzeczy, co jest bardzo pozytywnym zjawiskiem jak na ten gatunek muzyczny. Na podkreślenie zasługuje także fakt, że utwory wcale nie są utrzymane w szaleńczych tempach. Dominują raczej średnie, a nawet wolne tempa, które stanowią szkielet dla patetycznych, apokaliptyczne brzmiących utworów. Kapela zastosowała wiele interesujących zabiegów aranzacyjnych, jak choćby "zdysonansowane" solówki, podkreślające metrum utworu, jak i masę zwolnień i cięższych partii, które powodują, że utwory nabierają charakteru, dynamiki i są bardziej interesujące. Zespół urozmaica tempo utworów, przez co w żaden sposób nie możemy mówić o monotonii. Jedyną rzeczą, do której przyczepiłbym się na tym albumie, to za słabo nagłośniony wokal, który momentami ginie w zalewie dźwięków.

W ten oto sposób miałem okazję zapoznać się z twórczością jednego z najbardziej interesujących polskich zespołów. I choć "The Quintessence" jest już czwartym pełnowymiarowym wydawnictwem formacji, to zapewne sięgnę po ich wcześniejsze dokonania, aby prześledzić rozwój tej interesującej kapeli. ---darkplanet.pl

 

 

I’ve been listening to black metal a long, long time, folks. And while this fact alone certainly doesn’t qualify me as an expert in the genre, it does mean it’s becoming exceedingly more difficult for bands to bowl me over with extremity. Such is the case with Non Opus Dei’s latest release, The Quintessence. While I certainly found myself enjoying this record as a fan of black metal music, it fell short of truly marring me aurally or mentally – something I actually look forward to with impish glee when new black metal happens across my desk. Of course we all have different thresholds for extremity, so allow me to expound…

What The Quintessence does right, is delivering finger-tapping, mid-to-fast-paced black metal with clean production, solid musicianship (especially the drumming), and nastily acerbic vocals reminiscent of Maniac era Mayhem. First cut, “21 XII 2004”, incorporates the most melodic guitar lickin’ found on the record, giving the tune a nice epic feel, and “Oczy Tej Kobiety” features some interesting, ethereal Native American flute at its core to offset Klimorh’s stone-scraping vocals. Non Opus Dei also flourishes an obvious reverence for Voivod, as a number of the tunes displayed feature well executed tributes to the band’s familiar, off-kilter riffing, especially “The Wordless Galactic Ceremony”. However, N.O.D. take the discordant, off-kilter guitar work too far on a couple tunes as well. “Neither By Time Nor Space” splays a jarring, repeating guitar lick that’s so distracting, it actually ruins an otherwise worthy song, and the warmly mellow opening of “A Beauty Made of Steel” eventually suffers a similar affront. There’s some relatively stodgy song-crafting plaguing The Quintessence as well, making it a bit difficult to plow through in one sitting, especially by the time the 13th song eventually rolls out.

I believe the artists that are truly creating exemplary black metal today are those that figure out some way to blast through what’s pedestrian and force people to stand up and take note. While The Quintessence is certainly good enough to keep Non Opus Dei running with the pack; if they expect to scuttle to the forefront, they’ll have to spackle a couple holes and figure out a formula that really blows peoples’ heads off. If you’re a fan of black metal and you’ve got some extra scratch in your back pocket, you’ll likely be satisfied with this release, but I don’t think it’s gonna blow anyone away. Good, but certainly not essential. ---DooM, metal-archives.com

download (mp3 @VBR kbs):

yandex mediafire uloz.to gett my-files.ru

 

back

]]>
administration@theblues-thatjazz.com (bluelover) Non Opus Dei Wed, 09 May 2018 12:47:10 +0000