Polish Music The best music site on the web there is where you can read about and listen to blues, jazz, classical music and much more. This is your ultimate music resource. Tons of albums can be found within. http://www.theblues-thatjazz.com/en/polish/5303.html Sat, 20 Apr 2024 03:28:14 +0000 Joomla! 1.5 - Open Source Content Management en-gb Love De Vice - Dreamland (2009) http://www.theblues-thatjazz.com/en/polish/5303-love-de-vice/19792-love-de-vice-dreamland-2009.html http://www.theblues-thatjazz.com/en/polish/5303-love-de-vice/19792-love-de-vice-dreamland-2009.html Love De Vice - Dreamland (2009)

Image could not be displayed. Check browser for compatibility.


01. Intro
02. Once You Were (a Giant)
03. Foggy Future
04. Kiss Goodbye
05. One More Chance
06. Sleepless Nights
07. Mission
08. Dreamland

Paweł "Ozzie" Graniecki - vocals
Robert "Robur" Wieczorek - guitars
Andrzej "Messi" Archanowicz - guitars
Robert "R.i.P." Pełka - bass
Krzysztof "Krzychu" Słaby - keyboards
Tomasz "Kudel" Kudelski – drums

 

Debiutancka płyta Love De Vice, czyli „Dreamland”, ukazała się w 2009 roku. Poza instrumentalnym „Intro”, zawiera siedem dłuższych, rozbudowanych utworów, czytaj: takich, które – z małymi wyjątkami – nie mają szans na emisję w radiu. Piszę o tym, bo byłoby miło czasem usłyszeć coś, co przedstawia muzyczna wartość, a muzyce towarzyszą ciekawe teksty. Porzućmy jednak ten wątek, ponieważ podobnie jak muzycy zespołu, pozbawiony jestem złudzeń. Skupmy się na muzyce, bo z pewnością warto poświęcić jej kilka akapitów.

Choćby takiemu „Once You Were (a Giant)”. Po instrumentalnym początku, ten numer to idealny opener. Gęsto brzmiące gitary, klawisze i perkusja na otwarcie, tworzą podkład pod hardrockowy wokal. Zwraca uwagę również tekst opowiadający, najogólniej rzecz ujmując, historię upadku człowieka, który zbyt mocno uwierzył w swoje nieograniczone możliwości. A konkluzja jest smutna: „once you were a giant, now you’re cold and dead”.

„Foggy Future” przynosi inna stylistykę. Ostrzej brzmią gitary, szczególnie na początku utworu, w którym zespół pokazuje rockowy pazur.

Delikatne wyciszenie przynosi „Kiss Goodbye” będący klasyczną balladą. Gdyby w odpowiednim momencie znalazły się pieniądze na promocję i teledysk, gdyby piosenka nagrana została również w wersji radio edit – w oryginale trwa prawie 8 minut – byłby mega-przebój. Gdyby…

„One more chance” to powrót do ostrzejszego grania. Rytmiczna perkusja, śpiew wręcz na granicy skandowania, ciekawy po raz kolejny tekst zbudowany na zasadzie wyliczanki i gitarowe solo w środku utworu, po którym mamy art rockową wstawkę w postaci szumu rozmów. Oto zalety tej piosenki, po której – na zasadzie kontrastu – mamy kolejna balladę. „Sleepless Nights”, miłosna ballada, to utwór, w którym szczególną uwagę zwraca piękny motyw zagrany na akustycznej gitarze. Co ciekawe, styl śpiewania Pawła Graneckiego bardziej przypomina tu Jamesa Hetfielda niż choćby Ronniego James Dio, którego osobiście bardziej bym się spodziewał. Gitarowe solo w drugiej części „Sleepless Nights” to również bardziej Metallica niż Dio czy Deep Purple.

„Dreamland” przynosi nam jeszcze, najszybsze, najbardziej żywiołowe „Mission” oraz, na zakończenie, utwór tytułowy. W jego przypadku sprawdza się teoria, że finał, to bardzo ważny element płyty. Fortepianowe intro okraszone akustyczną gitarą i ponownie gęsto brzmiącą perkusją zapewniają go w stu procentach. Jako dopełnienie mamy i ciekawy wokal, i wyróżniającą się partię gitary.

Podsumowując, można jednoznacznie stwierdzić, że Love De Vice, nie jest zainteresowany muzyczną karierą w złym znaczeniu tego słowa. Panowie mają zdecydowanie określone priorytety, cele i upodobania. Ponieważ muzyka została wymyślona i zrealizowana na wysokim poziomie, a teksty poruszają interesującą, osadzoną w rockowej stylistyce tematykę, całości słucha się bardzo przyjemnie i ma ochotę na więcej. --- rockella.wordpress.com

 

Polish band LOVE DE VICE was formed in 2007, initially sporting the moniker Playfinger. The core of the initial band, friends who had played together since 1993, consisted of Andrzej Archanowicz (guitars, vocals), Tomasz Kudelski (drums) and Robert Pelka (bass, vocals). For this new venture they were joined by Robert Wieczorek (guitars) and Krzysztof Slaby (keyboards). When they started recording material in 2008 it soon became clear that a vocalist was needed, which is when Pawel Granecki (vocals) joined, and soon after the band left their initial moniker Playfinger behind and decided to continue as Love De Vice.

The summer of 2009 saw the band releasing their debut album "Dreamland". The album was a fairly successful venture and Love De Vice began to get quite a lot of attention. Plans for recording new material were quickly sketched up and executed, but it would turn out that matters weren't to progress in the manner the band hoped. Keyboardist Slaby was preoccupied with personal issues, and due to that Jacek Melnicki helped out in the keyboards department. Some guest musicians became involved in the recording sessions too: Michal Jelonek (violin), Tomasz Osiecki (sitar) and Korean drum duo Meart. Towards the end of 2010 their second album "Numaterial" was finally ready to be released, and was met with critical acclaim upon it's release.

Love De Vice didn't wait long before preparing material for their next album, the composing process well in action already in January 2011. But between live gigs, the band is an active performing unit, and other happenings, the obligatory line-up alterations most bands experience were to befall this band as well. Keyboardist Slaby left in the summer of 2011, and was replaced by Jacek Melnicki. The late summer of 2011 also saw Robert Wieczorek leave, Love De Vice continuing as a five man strong unit since then with vocalist Pawel Granecki expanding his input to include rhythm guitar.

While their third album is still in production, the initial tentative release year of 2011 now rescheduled to 2013, fans of his fine Polish band have been given a glimpse of what to expect for the future. Towards the end of 2011 they performed at a concert in Katowice, a performance captured and subsequently released on DVD by Polish record label Metal Mind Productions. A total of six new compositions planned for inclusion on their forthcoming studio album made up the majority of this concert, an event that also showcased this band's steady development towards musical grounds more sophisticated in nature. --- progarchives.com

download (mp3 @320 kbs):

yandex 4shared mega mediafire zalivalka cloudmailru uplea

 

back

]]>
administration@theblues-thatjazz.com (bluelover) Love De Vice Mon, 30 May 2016 14:27:45 +0000
Love De Vice - Numaterial (2010) http://www.theblues-thatjazz.com/en/polish/5303-love-de-vice/19782-love-de-vice-numaterial-2010.html http://www.theblues-thatjazz.com/en/polish/5303-love-de-vice/19782-love-de-vice-numaterial-2010.html Love De Vice - Numaterial (2010)

Image could not be displayed. Check browser for compatibility.


01. Cold Sun Goodbye (4:38)
02. Hermit (4:07)
03. Megiddo (7:31)
04. Love or Illusion (7:13)
05. With You Now (4:13)
06. Heavy Cross (5:57)
07. Letter In a Minor (13:05)

Paweł "Ozzie" Graniecki - vocals
Robert "Robur" Wieczorek - guitars
Andrzej "Messi" Archanowicz - guitars
Robert "R.i.P." Pełka - bass
Krzysztof "Krzychu" Słaby - keyboards
Tomasz "Kudel" Kudelski – drums
+
Jacek Melnicki - keyboards
Michal Jelonek - violin
Tomasz Osiecki - sitar
Meart - drums

 

Love de vice to warszawski zespół, wykonujący muzykę osadzona w nurcie rocka progresywnego lat 70. Niemniej jednak estetyka utworów wskazuje wyraźnie na bardzo różnorodne gusta muzyczne, poszczególnych członków zespołu. Warszawska kapela to absolutna perełka na polskim rynku muzycznym. Zespół ma na swoim koncie dwie płyty. Jedną z nich jest ostatnie dzieło zatytułowane "Numaterial" pochodzące z 2010 r.

Album otwiera naszpikowany pokaźną dawką psychodelii "Cold Sun Goodbye". Klawiszowe wariacje przeplatane są siermiężnymi gitarowymi riffami. Początek budzi skojarzenia z muzyką Dream Theather czy Threshold. Jednak szybko przekonujemy się, że Love de Vice, to nie replika wspomnianych zespołów. Mimo ciekawego wstępu, utwór dopiero w drugiej części przepoczwarza się w pięknego motyla. Gitarowe popisy schodzą na drugi plan. Paweł Granecki ("Ozzie") szepcze "Dark is my mind. Cold sun goodbye. Cold is my mind. Dark is the night". Ocierając się o manierę wokalną samego Jamesa Hedfielda, dotyka bram niebios. Beztroski klimat burzy marszowe wejście perkusji i spadające jak grom z jasnego nieba, przerażające dźwięki syntezatorów. Jedno określenie ciśnie się na usta - geniusz. Klasyka rocka progresywnego.

Z kolei bardziej hard rockowy "Hermit" (szczególnie środek utworu), powinien przypaść do gustu fanom Metalliki. Podobnie powinno się stać w przypadku "Megiddo". W tym ostatnim na szczególne wyróżnienie zasługują obaj gitarzyści. Utwory te utwierdzają nas jeszcze bardziej w przekonaniu, że "Numaterial" to kwintesencja różnych stylów muzycznych. Muzyka z najwyższej półki. Kolejne piosenki są tylko tego potwierdzeniem. "Love Or Illusion" z orientalnymi dźwiękami przenosi nas w odległe zakątki świata. Muzyka generowana przez hinduski sitar i koreańskie bębny robi niesamowite wrażenie. Instrumenty te absolutnie nie zakłócają harmonii utworu, a wręcz go budują. Natomiast blues-rockowy background dodaje uroku całej kompozycji i podtrzymuje nas w absolutnym skupieniu, aż do samego końca.

Druga odsłona płyty to już bez wątpienia jeden z najpiękniejszych momentów mojej przygody z muzyką. Singlowe "With You Now" to przepiękna ballada będąca odskocznią od pozostałej części krążka. Zgrabna kompozycja, która na długo zapada w naszą pamięć. Jest sentymentalnie i melancholijnie. Z całą pewnością wyszeptanych słów nie powstydziliby się najwybitniejsi wieszcze epoki "burzy i naporu". Następny w kolejności "Heavy Cross" podobnie zaskakuje nas nad wyraz romantycznym nastrojem. Wiele w tym zasługi Michała Jelonka i jego skrzypiec - zresztą nie po raz pierwszy. Stopniowo budowany klimat utworu zostaje zburzony przez monumentalne solo wszystkich muzyków. Tego nie da się ubrać w słowa. Jest to twór, z którym obcowanie w ciemnościach domowego zacisza, to coś więcej niż bliskie spotkanie trzeciego stopnia. Spędziłem kilkanaście lat na bezustannym poszukiwaniu dźwięków ocierających się o muzyczny ideał. Ale niby jak miałbym go zdefiniować? Szczerze, ten utwór można zaliczyć do jego podzbioru. To samo tyczy się kompozycji zamykającej płytę - "Letter In "A" Mirror". Przesiąknięte bólem istnienia, romantyczne a zarazem pogrzebowe smyki Michała Jelonka, niebanalne zmiany tempa oraz genialna aranżacja całości utworu sprawiają, że śmiało można, wymieniać go z największymi klasykami muzyki rockowej. Mnogość dźwięków, jest tak olbrzymia, że przerasta liczbę "E" dodatków, w małej paczce chipsów. Partie gitar w "Letter..." miażdżą na każdym kroku. A wokalizy Pawła zapierają dech w piersiach. Kapitalną robotę wykonał również Tomasz Kudelski, nie ustępując kolegom z zespołu.

Mimo niezwykłego przepychu aranżacji, na jaką zdecydował się zespół, muzykę Love de Vice odbiera się z niezwykłą swobodą. Z kolei energia i mrok spowijający słuchacza robi nie mniejsze wrażenie niż zjawisko poltergeistu. Wszechobecne pasaże dźwięków, przypominające organy Hammonda oraz porywające partie gitar śmiało można przyrównać do nalotów dywanowych. Niewątpliwie tak skondensowany atak musi zakończyć się sukcesem. Słychać inspiracje Fields Of The Nephilim, eksperymentalnym Pink Floyd, wczesnym Deep Purple, rockiem progresywnym lat 70', ale i muzyką współczesną. Pomimo tego, da się słyszeć, że zespół jest tylko nimi zainspirowany. Nie powiela ich pomysłów. Ma własny wyrafinowany styl. Posiada znakomity warsztat muzyczny i umiejętność komponowania rozbudowanych utworów, podtrzymujących uwagę słuchacza, do samego końca.

Urozmaiceniem są orientalne dźwięki bębnów koreańskich, sitar i przecudowne partie skrzypiec (gościnnie Michał Jelonek). Tym samym, zespół nie jest skąpym Szkotem. Wykorzystuje całą paletę dźwięków. Bawiąc się w kreatora ludzkiej wyobraźni, przedstawia nam najgłębsze zakamarki naszego umysłu. Dopełnieniem tego są refleksyjne i poruszające teksty, obok których nie sposób przejść obojętnie. "Numaterial" to diament bez skazy. Płyta jedyna w swoim rodzaju. Najwybitniejszy polski krążek ostatniego dziesięciolecia i jeden z najbardziej intrygujących albumów w historii współczesnej muzyki progresywnej. Pozycja obowiązkowa dla wszystkich niepozbawionych muzycznej wrażliwości. ---Damian Ciura, rockmagazyn.pl

download (mp3 @320 kbs):

yandex 4shared mega mediafire zalivalka cloudmailru uplea

 

back

]]>
administration@theblues-thatjazz.com (bluelover) Love De Vice Sat, 28 May 2016 13:23:01 +0000
Love De Vice - Pills (2016) http://www.theblues-thatjazz.com/en/polish/5303-love-de-vice/24065-love-de-vice-pills-2016.html http://www.theblues-thatjazz.com/en/polish/5303-love-de-vice/24065-love-de-vice-pills-2016.html Love De Vice - Pills (2016)

Image could not be displayed. Check browser for compatibility.


01. No Escape
02. Ritual
03. Best of Worlds
04. Afraid
05. Pills (feat. Kasia Granecka)
06. Hell on Earth
07. Wild Ride
08. Nobody Owns Me
+
09. Pictures from the Past
10. Winter of Soul
11. Pills No. 2

Andrzej 'Messi' Archanowicz - guitars
Tomasz 'Kudel' Kudelski - drums
Robert 'R.i.P.' Pelka - bass
Krzysztof 'Krzychu' Slaby - keyboards
Pawel 'Ozzie' Granecki - vocals, guitar

 

Trochę musieliśmy poczekać na nowe dzieło od formacji Love De Vice. Uznany na scenie krajowego progresywnego rocka skład powrócił z trzecim krążkiem zatytułowanym nieco przewrotnie – Pills. Nowy LP przynosi zmiany w stylistyce zespołu – zmiany zdecydowanie na plus.

Gdy tylko w 2009 roku usłyszałem muzykę z Dreamland, byłem nie lada zaskoczony, że ktoś w Polsce potrafi tak umiejętnie połączyć hard rocka z progresją. Love De Vice charakteryzowała wówczas zaskakująca przystępność, przebojowość, pomimo oczywistego ciężaru gatunkowego. Z drugiej strony zespół miał ciągoty do długich, rozbudowanych form, czego dobitnym przykładem jest umieszczony na końcu drugiej płyty Love De Vice – Letter In a Minor. Zespół po 2010 roku i koncertowym DVD miał czym prędzej wydać nową płytę, lecz zbieg różnych okoliczność opóźnił to wszystko aż do 2016 roku.

Powiem szczerze, że gdy tylko dowiedziałem się, że Love De Vice planują wydanie następcy Numaterial, to pierwsze, co nasunęło mi się na myśl, to pytanie o kierunek stylistyczny, jaki sobie obiorą muzycy na płycie. Czy to będzie pójście w dalszą progresję, dalsze pokomplikowanie struktur i kompozycji przy jednoczesnym zachowaniu pierwiastka przebojowości, czy jednak wręcz odwrotnie – panowie cofną się do swoich hard rockowych korzeni i zaproponują materiał przystępniejszy, łatwiejszy w odbiorze? Wybór pierwszej opcji wiązał się z ryzykiem, że płyta mogłaby się spodobać wyłącznie progrockowym purystom, wybór drugiej opcji to, mimo wszystko, szansa na dotarcie do szerszego audytorium.

I chwała Love De Vice za to, że postanowili powrócić do hard rocka, który w ich wykonaniu przecież zawsze brzmiał szlachetnie, dostojnie, był on zawsze urozmaicony, ciekawy, pełen intrygujących rozwiązań aranżacyjnych i kompozytorskich zaskoczeń. Nie inaczej jest na Pills. Zespół unowocześnił brzmienie, poszedł krok do przodu, stara się nie powielać patentów z przeszłości, chociaż porównań do Dreamland i Numaterial Love De Vice nie uniknie.

Pierwszym zaskoczeniem są ciężkie, mroczne, z silnie zaakcentowaną elektroniką kompozycje, jak No Escape czy pulsujący Afraid, w którym instrumenty smyczkowe nadają nieco klaustrofobicznego klimatu i jak sądzę, o to chodziło. Na drugim biegunie są lekkie, balladowe utwory, do pisania których Love De Vice mają talent jak mało kto w Polsce. Best of Worlds urzeka akordami klawiszy, natomiast utwór tytułowy, w którym wokalnie udzieliła się Kasia Granecka, zaskakuje swoim nieco barokowym, kameralnym klimatem, bowiem Kasi towarzyszy jedynie muzyka kwartetu smyczkowego.

Siłą Pills jest różnorodność materiału, zespół unika korzystania dwa razy z tego samego schematu. Tak więc w programie płyty znalazło się miejsce na energetyczną, pełną rockowej werwy kompozycję, jaką jest Hell on Earth. Zespół stara się przemycać klimaty bliskowschodniej muzyki (hipnotyzujący od pierwszej nuty Ritual), potrafi zagrać bluesa jedynego w swoim rodzaju (Nobody Owns Me), zaskoczyć instrumentami dętymi doskonale wpisującymi się w brzmienie utworu (Pictures From The Past), a ci, którzy lubią długie formy, powinni choć trochę zadowolić się mrocznym Winter of Soul.

Love De Vice powrócili i zrobili to samo, co przy okazji Dreamland i Numaterial. Porozstawiali konkurencję po kątach. Pills to niewątpliwie jeden z najlepszych polskich krążków tego roku. ---Jakub Pożarowszczyk, gloskultury.pl

download (mp3 @320 kbs):

yandex mediafire ulozto gett

 

back

]]>
administration@theblues-thatjazz.com (bluelover) Love De Vice Tue, 11 Sep 2018 12:37:04 +0000